UWAGA!
Informacje prezentowane na stronach Portalu
Miejskiego www.sokolka.pl nie powinny być traktowane jako dokumenty urzędowe.
Dokumenty urzędowe zamieszczane są w Biuletynie
Informacji Publicznej (BIP) oraz dostępne są w formie papierowej w
Urzędzie Miejskim w Sokółce, 16-100 Sokółka, Plac Kościuszki 1.
Ekspresowo na Słowację
Budowa
obwodnicy Sokółki ruszy jeszcze w 2009 roku. A prace nad południową
obwodnicą Białegostoku w 2011 - zapowiada Rafał Malinowski, rzecznik
białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego przeznaczyło dwa miliardy euro na budowę
krajowej "dziewiętnastki”.
Droga łączy przejście graniczne w Kuźnicy z Białymstokiem, Lublinem i
przejściem granicznym ze Słowacją w Barwinku. "Dziewiętnastka”
na całej długości ma być dwujezdniową trasą ekspresową. Z
ministerialnych pieniędzy będą wybudowane także obwodnice Sokółki,
południowa Białegostoku, Bielska Podlaskiego, Bociek, Dziadkowic i
Siemiatycz.
- Trwają właśnie konsultacje społeczne - wyjaśnia Malinowski.
Jest co konsultować, bo do drogowców spływają setki protestów. Najczęściej
od rolników.
(SJ),
30 sierpnia 2007 r.
Osoby
utożsamiane ze starą sokólską władzą teraz są... z nową władzą
– Tadeusz Siergiej (z prawej) i Waldemar Gieniusz (stoi) (Fot.
D. Biziuk) |
Byli przeciw, teraz są za
Tadeusz Siergiej i Waldemar
Gieniusz, nowi wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Sokółce, udowodnili,
że wyborcza porażka nie przeszkadza w dojściu do władzy.
Kłamstwem, oszustwem i obłudą
nazywają lokalni przedsiębiorcy to, co się stało na poniedziałkowej
sesji Rady Miejskiej w Sokółce. Niektórzy radni najpierw obiecali pomoc
najemcom lokali, potem dorwali się do władzy i zapomnieli o
deklaracjach.
Kilka miesięcy temu sokólscy przedsiębiorcy, którzy zajmują gminne
lokale użytkowe, otrzymali wypowiedzenia umów najmu. Burmistrz
zapowiedział, że ogłosi nowe przetargi na wspomniane lokale.
- Nie chcieliśmy dopuścić, żeby władza wyrzuciła nas z pomieszczeń,
które sami wyremontowaliśmy. Byliśmy przekonani, że to my mamy rację,
a nie burmistrz. Do mojego sklepu przyszli radni: Tadeusz Siergiej i Jerzy
Wierzbicki. Namawiali, żebyśmy walczyli o swoje, zapewniali o solidarności
z nami - powiedziała Maria Radecka, która prowadzi sklep w Sokółce.
|
Niestety,
Tadeusz Siergiej i Jerzy Wierzbicki (dotychczas w opozycji) szybko
zapomnieli o swoich obietnicach, kiedy sokólskie władze zaproponowały
im wejście do rządzącej koalicji. Na ostatniej sesji Siergiej został
wiceprzewodniczącym rady i zagłosował przeciwko przedsiębiorcom. Tak
samo głosował też Wierzbicki. Nie jest tajemnicą, że drugi z
wybranych w poniedziałek wiceprzewodniczących - Waldemar Gieniusz dostał
ten stołek za poparcie pomysłu władzy o pozostawieniu rynku na
dotychczasowym miejscu. Wcześniej Gieniusz był temu przeciwny.
Dorota
Biziuk, 29 sierpnia 2007 r.
Miasta-rodzynki
Mieszkańcy
Bielska Podlaskiego i Sokółki mogą się cieszyć: ich miasta przodują
w rozwoju wśród stolic powiatów dawnego województwa białostockiego. W
przygotowanym przez nas rankingu wzięliśmy pod uwagę sześć kryteriów
dotyczących rozwoju biznesu, edukacji, inwestycji i współpracy z
partnerami zagranicznymi.
Właśnie
Bielsk i Sokółka okazały się najlepsze pod względem biznesowym. W
tych miastach - w przeliczeniu na stu mieszkańców - przypada ponad osiem
zarejestrowanych podmiotów gospodarczych. Bielsk ma ponad 2 300 firm, zaś
Sokółka 1 693. Pokazuje to, że ich mieszkańcy są najbardziej
operatywni i mają kapitał potrzebny do rozwoju biznesu.
- Badania na całym świecie pokazują, że większy rozwój miast następuje
tam, gdzie jest większa aktywność społeczna - mówi prof. Janusz
Hryniewicz, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Profesor podkreśla jednak, że Podlasie pod tym względem tradycyjnie
wypada słabiej.
- Poziom rozwoju gospodarczego w Polsce jest zróżnicowany, a wyraźna
granica przebiega po Wiśle - twierdzi prof. Hryniewicz. - Już w średniowieczu
sieć osadnicza była gęstsza na zachodzie niż na wschodzie. Dziś w
Wielkopolsce aktywność społeczna jest bliska poziomowi europejskiemu.
Województwa wschodnie zostają daleko w tyle.
Sokółka wygrała w naszym rankingu w kategorii wydatków budżetowych na
jednego mieszkańca. Bielsk - w liczbie szkół. Z kolei niska stopa
bezrobocia to tradycyjnie domena Siemiatycz.
- Siemiatycze to rodzynek na mapie Podlasia. Już w latach 90-tych
odnotowano tam największy przyrost firm prywatnych - mówi prof.
Hryniewicz. - Badania pokazują, że mieszkańcy miasta sami uznają się
za aktywnych i zaradnych.
Hajnówka bije wszystkich rywali we współpracy międzynarodowej. Ma aż
7 miast partnerskich: z Białorusi, Bułgarii, Estonii, Niemiec i Szwecji.
Krzysztof
Jankowski, 28 sierpnia 2007 r.
Za pięć dni premiera
Sokółczanie
film "U Pana Boga w ogródku” będą mogli zobaczyć w połowie
września. |
"U
Pana Boga w ogródku” i 250 widzów na sali kinowej. Wśród
nich reżyser i niezapomniany z roli księdza Krzysztof Dzierma. A później
poczęstunek. Ale nie greckie sałatki, tylko palcówka i wiejski
chleb.
Długo wyczekiwana premiera filmu "U Pana Boga w ogródku”
już w najbliższą sobotę 1 września. Sokólscy włodarze do tego
wydarzenia przygotowują się bardzo starannie. Trzeba przecież
wybrać menu na poczęstunek, zrobić listę zaproszonych gości i
odpowiednio ich usadzić.
- Każdy z gości otrzyma zaproszenie z numerem rzędu i krzesła -
tłumaczy Krzysztof Szczebiot, zastępca burmistrza Sokółki. |
A kto znajdzie się
na widowni kina "Sokół”? Wiadomo już, że z ekipy filmowej
na pewno przyjadą reżyser Jacek Bromski oraz dwójka aktorów: Alicja
Bach oraz Krzysztof Dzierma. Być może pojawią się też inni aktorzy
białostockiego Teatru Dramatycznego.
- Pan Krzysztof Dzierma zarezerwował sobie kilkanaście miejsc na widowni
dla swoich kolegów aktorów z teatru - wyjaśnia zastępca burmistrza.
Będą księża i
sołtysi
Na
widowni zasiądą również władze samorządowe gminy i powiatu sokólskiego.
Nie zabraknie także sołtysów wszystkich podsokólskich wsi oraz księży
z całej gminy na czele z księdzem Stanisławem Gniedziejko, proboszczem
parafii p.w. św. Antoniego w Sokółce. Ks. Gniedziejko pełnił podczas
kręcenia filmu funkcję konsultanta. Licznie reprezentowaną grupą będą
przedsiębiorcy oraz szefowie różnych instytucji.
- Jest to forma podziękowania przedsiębiorcom i szefom instytucji za współpracę
z naszym urzędem - mówi Szczebiot. - I chociaż dla tych osób
przeznaczyliśmy połowę miejsc, niestety nie wszystkich mogliśmy
zaprosić i podziękować właśnie w takiej fomie.
Podsłuchane
dialogi
Z
okazji premiery sokólska gmina wyda okolicznościowy folder z tekstami
Heleny Miszkin.
- Będzie tam wywiad z Ryszardem Lenczewskim, światowej sławy operatorem
oraz reportaż z planu zdjęciowego - wyjaśnia autorka tekstów do
folderu. - Wszystko jest napisane w lekkiej formie. Nie zabraknie anegdot
czy ciekawych dialogów prosto z planu. A całość będzie zilustrowane
zdjęciami z planu.
Planowany nakład folderu to około 800 egzemplarzy. Część z nich
dostaną zaproszeni goście podczas sobotniej premiery. Pozostałe
egzemplarze trafią do Muzeum Ziemi Sokólskiej.
- Będzie można go tam nabyć za symboliczną złotówkę. Liczymy na to,
że turyści odwiedzający nasze miasto i muzeum zainteresują się tym
wydaniem - mówi Szczebiot.
Kiszka
i palcówka
Po
premierowym pokazie filmu na zaproszonych gości będzie czekał poczęstunek
w kawiarni "Lira”. Menu to wciąż tajemnica, choć Krzysztof
Szczebiot wyjawia, że na pewno będzie w charakterze filmu.
- Nie planujemy greckich sałatek. Raczej będą to przysmaki kuchni
regionalnej jak sery, palcówka, wiejski chleb czy kiszka ziemniaczana -
wymienia.
Nową produkcję Jacka Bromskiego sokółczanie będą mogli zobaczyć już
w połowie września. Były nawet zakusy, aby film był wyświetlany w
kinie nawet już od 2 września.
- Zabiegaliśmy o to, aby film pojawił się od razu po premierze, ale się
nie udało - tłumaczy Szczebiot. - Mamy za to zapewnienie dystrybutora,
że mieszkańcy będą mogli zobaczyć film w ciągu dwóch tygodni.
Martyna
Tochwin, 27 sierpnia 2007 r.
Jemeńczycy na Sokólszczyźnie
Podarunek
od ambasadora Shaifa Badera Abdullaha (w środku) - ozdobny jemeński
miecz (Fot. Anna Dobra) |
Zawistowszczyznę odwiedzili
ambasador Jemenu, konsul tego kraju i mieszkający w Polsce Jemeńczycy
ze swoimi rodzinami. Wyjątkowych gości zaprosił na Sokólszczyznę
sołtys Zawistowszczyzny - pochodzący z Jemenu Mohamed Ali Al -
Hameri.
Obecnie w Polsce mieszka 100 rdzennych Jemeńczyków. Jeżeli dodać
do tego ich rodziny, to liczba ta wzrośnie do 400. W marcu tego
roku o jednym Jemeńczyku usłyszała cała Polska. Był nim doktor
Mohamed Ali Al - Hameri, który został sołtysem Zawistowszczyzny
koło Sokółki.
Nowy sołtys sprawił, że o
Zawistowszczyźnie zrobiło się głośno. Nie dalej jak tydzień
temu, Ali Al - Hameri zorganizował turniej piłkarski, podczas którego
mieszkańcy wsi zmierzyli się z drużyną z pobliskich Wierzchłowiec.
Mecz rozegrano na nowym boisku. |
Z
kolei w miniony weekend sołtys zaprosił do Zawistowszczyzny swoich rodaków
z Jemenu i ich rodziny. Z zaproszenia skorzystało aż 50 osób.
Wyjątkowa
sokólska wieś
-
Gdyby nie nasz sołtys, to nigdy byśmy się takich gości nie doczekali.
On wie, co robić, żeby wypromować naszą wieś. Umie i pracować i świętować,
a dzięki niemu ludzie się integrują. Dobry z niego chłop - powiedział
Piotr Taudul z Zawistowszczyzny.
Goście, którzy przyjechali na podsokólską wieś, należą do
Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Jemeńczyków w Polsce. Organizacja
skupia 60 osób. W gronie jej założycieli był m.in. Mohamed Ali Al -
Hameri.
- Chcemy promować kulturę jemeńską w Polsce, co ma służyć ogólnej
integracji - podkreślił sołtys rodem z Jemenu.
Podczas spotkania w Zawistowszczyźnie rozmawiano także o możliwości
zorganizowania w sokólskiej gminie Dni Jemenu.
Pomysł podchwycił Krzysztof Szczebiota, zastępca burmistrza Sokółki.
- Nasza ziemia to przykład współistnienia wielu kultur i religii. Dni
Jemenu moglibyśmy przygotować w ramach Dni Sokółki lub jako samodzielną
imprezę. Wszystko jest do uzgodnienia - powiedział Krzysztof Szczebiot.
Sołtys Ali Al - Hameri nie ukrywał, że przy organizacji tego typu
imprezy będzie liczyła się pomoc finansowa jemeńskiej ambasady.
- Promując kulturę jemeńską w sokólskiej gminie realizowalibyśmy założenia
statutowe naszego stowarzyszenia - wyjaśnił sołtys Zawistowszczyzny.
Imprezy przewidziane w ramach Dni Jemenu odbywałyby się w Sokółce, ale
też i w Zawistowszczyźnie.
- To wyjątkowa wieś i warto, żeby dowiedziało się o niej jak najwięcej
ludzi - podkreślił Ali Al - Hameri.
Wymienili podarunki
Ambasador
Jemenu Shaif Bader Abdullah otrzymał od sokólskich władz rzeźbę
wykonaną przez miejscowego rzeźbiarza. Natomiast ambasador zostawił na
ziemi sokólskiej ozdobny jemeński miecz.
- Kiedyś każdy mężczyzna w Jemenie nosił taki miecz, który miał mu
zagwarantować bezpieczeństwo. Teraz ta broń służy jako ozdoba naszego
tradycyjnego stroju - powiedział Abdulwahab Al - Murtatha z Kolna.
W trakcie spotkania wielokrotnie podkreślano, że Jemeńczycy i Polacy
mają ze sobą wiele wspólnego.
- Nasze narody są bardzo zaradne i potrafią sobie poradzić praktycznie
w każdej sytuacji. Jemen, tak jak Polska, przez wiele lat znajdowała się
pod zaborami obcych państw. W naszym przypadku byli to Turcy, Persowie
oraz Abisyńczycy - dodał Yehya Al - Hosam, który przyjechał na
spotkanie do Zawistowszczyzny z miejscowości Chodecz koło Włocławka.
Jak Polska grała z Jemenem
W
sobotnie popołudnie Jemeńczycy wybrali się do Bohonik koło Sokółki,
gdzie zobaczyli zabytkowy meczet i mizar. Po powrocie do Zawistowszczyzny
sołtys zaprosił wszystkich na mecz towarzyski Polska kontra Jemen. Sędzią
był sam Ali Al - Hameri.
- Jestem obiektywny, bo tak samo kibicuję zarówno dla Polski, jaki i dla
Jemenu - zapewnił sołtys.
Pierwszego gola wbili Polacy. Zawodników obu drużyn zachęcał do gry
doping zgotowany przez publiczność.
Po zaciętej walce spotkanie zakończyło się wynikiem 4:4, który - jak
się okazało - usatysfakcjonował wszystkich graczy.
- Jemeńczycy są bardzo sympatyczni, a na dodatek dobrze rozmawiają po
polsku. Niech przyjeżdżają do naszej gminy jak najczęściej -
powiedziała Irena Skumbin Sokółki, którą spotkaliśmy w Zawistowszczyźnie.
Martyna
Tochwin, 27 sierpnia 2007 r.
Z Jemenu do sołtysa
W
miniony weekend w Zawistowszczyźnie koło Sokółki język polski
przeplatał się z arabskim. A wszystko za sprawą miejscowego sołtysa...
Ambasador Jemenu Shaif Bader Abdullah, a wraz z nim
konsul Tawfeek Al-Kady oraz mieszkający w Polsce Jemeńczycy i ich
rodziny spędzili ostatni weekend w Zawistowszczyźnie. Prawie 50-osobowa
grupa gości odwiedziła wieś, gdzie od kilku miesięcy sołtysem jest
ich rodak - Mohamed Ali Al-Hameri. To właśnie on zorganizował to
spotkanie.
Goście
rodem z Jemenu pozują do pamiątkowego zdjęcia (D. Biziuk) |
Będą
Dni Jemenu
W Polsce mieszka około 100 rdzennych Jemeńczyków. Większość z
nich przyjechała do naszego kraju na studia.
- Znalazłem się w Polsce w 1970 roku. Byłem świadkiem ważnych
wydarzeń w dziejach tego kraju. Pamiętam, że języka polskiego
uczyłem się m.in. czytając "Gazetę Białostocką”.
Skończyłem prawo administracyjne, ale zdecydowana większość
moich rodaków wybrała studia medyczne. Niektórzy zdecydowali się
na powrót do Jemenu, a niektórzy wybrali życie w Polsce -
powiedział Omar Saadi, sekretarz prasowy Ambasady Jemenu, a
jednocześnie prezes Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Jemeńczyków
w Polsce.
Stowarzyszenie
istnieje od dwóch lat. W grupie jego założycieli był obecny sołtys
Zawistowszczyzny Ali Al-Hameri. Nadrzędnym celem organizacji jest
promowanie kultury jemeńskiej w Polsce i kultury polskiej w
Jemenie. |
-
Nasi goście są członkami tego stowarzyszenia. Chciałem pokazać moim
rodakom i ich rodzinom Sokólszczyznę, a przede wszystkim poznać Jemeńczyków
z wyjątkowymi mieszkańcami tej ziemi - podkreślił Mohamed Ali
Al-Hameri.
Podczas spotkania Jemeńczyków z władzami sokólskiej gminy ustalono, że
w przyszłym roku odbędą się tutaj Dni Jemenu.
- Być może połączymy je z Dniami Sokółki - powiedział Krzysztof
Szczebiot, z-ca burmistrza Sokółki.
Na Tatarskim Szlaku
Wizyta w Zawistowszczyźnie była okazją do odwiedzenia przebiegającego
przez sokólską gminę Szlaku Tatarskiego. Goście zobaczyli meczet w
Bohonikach i miejscowy mizar. Po powrocie do Zawistowszczyzny rozegrano
mecz towarzyski Polska - Jemen. Początkowo prowadziła polska drużyna,
ale ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 4:4.
- To się dopiero nazywa integracja! Kiedy Polacy zobaczyli, że gram w
nieodpowiednich butach, od razu przynieśli mi sportowe obuwie - powiedział
Fuad Al-Sharabi.
Mieszkańcy wsi już zdążyli zaprzyjaźnić się z Jemeńczykami.
Dorota
Biziuk, 27 sierpnia 2007 r.
Koń prawie jak człowiek
Jacek
Cholewski ze Straży przyjechał bryczką zaprzęgniętą w Lertę i
Lidkę (fot. Martyna Tochwin) |
Wozy
drabiniaste i bryczki zaprzęgnięte w przystrojone konie przyjechały
19 sierpnia do Janowszczyzny na odpust świętego Rocha. Zaprzęgi
konne i bryczki do Janowszczyzny przyjeżdżają od sześciu lat. Tę
zapomnianą już nieco tradycję postanowił przywrócić Jan Ancypo
z Izby Regionalnej w Janowszczyźnie.
- Kiedyś na odpusty rolnicy przyjeżdżali tylko zaprzęgami
konnymi. Były one zawsze ładnie przybrane, konie były
przystrojone kolorowymi wstążeczkami. Rolnicy jeździli do kościołów
do Majewa czy Sokolan. Często, żeby zdążyć na czas, gospodarze
musieli wyjeżdżać już w nocy - mówi Jan Ancypo. Teraz
gospodarze z podsokólskich wsi co roku w sierpniu spotykają się w
Janowszczyźnie. Przyjeżdżają, żeby pokazać swoje zaprzęgi i
poświęcić konie. |
-
Trzeba konie poświęcić. Żeby zdrowe były - tłumaczy Jacek Cholewski
ze Straży.
- Żeby były płodne i żeby za rok znów tutaj przyjechać - dodaje
Krzysztof Kirpsza z Igrył.
Tylko
do lekkich prac
Dzisiaj
w gospodarstwach konie raczej już tylko "odpoczywają”. Nie są
już zaprzęgane do wszystkich prac polowych. Zastąpiły je maszyny. Jeżeli
już pracują, to wykonują lekkie obowiązki.
- Zawsze było pole i człowiek koniem robił od wiek wieków. Ale teraz
trochę się zmieniło. Konika się używa już tylko do lekkich prac,
takich jak bronowanie czy sianowanie - przyznaje Jacek Cholewski.
Ci, którzy hodują konie twierdzą, że nie mogą się z nimi rozstać.
Podkreślają, że te zwierzęta są prawie jak ludzie.
- Ja traktuję konie jak ludzi. Można powiedzieć, że konie widziałem
od urodzenia i jestem do nich bardzo przywiązany. Przy nich się wychowałem.
Nie mógłbym sprzedać ich na mięso, bo traktuję je jak ludzi -
zapewnia pan Jacek.
Bryczki
dla bogatych
Odpust
świętego Rocha to jednak nie tylko spotkanie hodowców. Wśród
wszystkich zaprzęgów wybierane są dwa najpiękniejsze: bryczkę i wóz
drabiniasty.
- Ocenia się wygląd wozu i bryczki. Jest to jednak bardzo łagodny
konkurs i nie stosujemy jakichś wygórowanych kryteriów - zapewnia szef
Izby Regionalnej.
Krzysztof Kirpsza na odpust przyjechał z rodziną: żoną Ewą i dziećmi
Ewelinką, Elą i Krzysiem. Przyjechali wozem drabiniastym.
- Takimi wozami jeździli wszyscy rolnicy. Na bryczkę mógł sobie
pozwolić tylko bogaty pan - mówi Krzysztof Kirpsza.
Konie
to rzadkość
Pan
Krzysztof odpust na Rocha i święcenie koni traktuje jak zakończenie
sezonu.
- Tak to jest przyjęte, że kiedyś na Rocha kończył się czas wesel. I
dlatego my traktujemy ten odpust jak zakończenie sezonu, po którym
koniki będą już tylko odpoczywać - tłumaczy Krzysztof Kirpsza.
Hodowcy, którzy wczoraj odwiedzili Janowszczyznę przyznają, że dla
nich konie to coś więcej niż tylko zwierzęta. Dla nich hodowanie koni
to hobby połączone z miłością do tych zwierząt.
- Kiedyś w każdym gospodarstwie był koń. A teraz to już rzadkość.
Wielu rolników sprzedało konie, żeby móc kupić maszyny, które je
zastąpią. Dzisiaj z końmi jest tak, jak dawniej było z samochodami.
Kiedyś każdy miał konia, a nieliczni mieli samochody. A dziś każdy ma
samochód, a koń to już prawdziwa rzadkość - mówi pan Krzysztof.
Co roku na odpust na Rocha do Janowszczyzny przyjeżdża co najmniej
kilkunastu hodowców koni.
Martyna
Tochwin, 20 sierpnia 2007 r.
Podczas
festynu w Kruszynianach wszyscy mogli podziwiać oryginalne tańce
tatarskie w wykonaniu mieszkanki Baszkirii (fot. Martyna Tochwin) |
Akademia Wiedzy o Tatarach
Żyją obok nas, spotykamy ich
codziennie, ale wciąż zbyt mało o nich wiemy. O Tatarach, bo o nich
mowa, było głośno w ubiegły weekend w Sokółce. Akademia Wiedzy o
Tatarach wróciła do Sokółki. I jak zapewniają organizatorzy, wróciła
na dobre. Sokółka była gospodarzem Akademii tylko przez dwa lata -
podczas pierwszej i drugiej w 1999 i 2000 roku. Potem przeniosła się w
inne miejsca. Była organizowana w Dąbrowie Białostockiej i Gdańsku. Po
siedmiu latach wróciła do miejsca, gdzie się narodziła.
Sprzyja nam atmosfera
- Letnia Akademia wróciła do nas. I
dobrze, ponieważ właśnie tutaj mieszka najwięcej Tatarów - tłumaczy
Stanisław Małachwiej, burmistrz Sokółki.
|
- Jesteśmy z powrotem w Sokółce, bo
jest sprzyjająca atmosfera w mieście. Władze wspierają nasze działania.
Jeśli by tego zabrakło, tego czynnika ludzkiego, nic by nie wyszło z
tej imprezy - podkreśla Józef Konopacki, przewodniczący podlaskiego
oddziału Związku Tatarów Rzeczpospolitej Polskiej.
Tegoroczna Akademia odbyła się po
raz dziewiąty. Za rok Sokółka będzie gospodarzem jubileuszowej, dziesiątej
Akademii. Józef Konopacki zapewnia, że to będzie wyjątkowa impreza.
- Już ustalamy szczegóły. Ale ich nie zdradzę. Mogę tylko powiedzieć,
że na pewno za rok odwiedzi nas zespół z Turcji - mówi tajemniczo
Konopacki.
Pierwsze były Orienty
Letnia Akademia Wiedzy
o Tatarach rozpoczęła się w piątek. Na wszystkich, którzy chcieli
dowiedzieć się więcej o historii, kulturze i tradycji polskich Tatarów,
czekał cykl wykładów w kinie "Sokół”. Można było między
innymi dowiedzieć się czegoś na temat historii Orientów Sokólskich.
Jak podkreślał dr. Aleksander Miśkiewicz z Uniwersytetu w Białymstoku,
to właśnie z Orientów wyrosła Akademia.
- Kiedyś Sokółka słynęła z Orientów, a teraz jest Akademia, która
nawiązuje do Orientów - mówi dr. Aleksander Miśkiewicz. - Można
powiedzieć, że Akademia to bardziej rozbudowana impreza niż dawne sokólskie
Orienty.
Historyk z białostockiego Uniwersytetu wspominał pierwszy Orient w
czerwcu 1976 roku.
- W całej Polsce wówczas odbywały się strajki, było niespokojnie. A
Sokółka żyła tylko Tatarami i tą imprezą. Pamiętam, że na dworcu
wisiał wielki transparent z napisem "Witamy uczestników Orientu Sokólskiego”
- wspomina Miśkiewicz.
Podczas drugiego Orientu w 1979 roku oficjalnie został oznakowany szlak
tatarski. Zbiegło się to wtedy z 300-leciem osadnictwa Tatarskiego na
Podlasiu.
Tureckie jadło szło
jak woda
Akademia to jednak nie
tylko wykłady i seminaria. Sokółczanie mogli podziwiać zespoły
romskie oraz tatarskie z Polski, Litwy i Białorusi. Zaś w sobotę na
wszystkich czekał kiermasz ludowy.
Największym powodzeniem cieszył się stragan z... tureckim jadłem.
- Kupiłam ser, jogurty i miód. Lubię poznawać nowe smaki, a tureckie
smakołyki zapewne różnią się od naszych - przyznaje młoda sokółczanka
spotkana przy straganie.
Akademię zakończył festyn kultury i tradycji Tatarów w Kruszynianach u
Dżennety Bogdanowicz.
I chociaż nie była to impreza bezpośrednio związana z Akademią, to właśnie
tam przyjechało najwięcej ludzi. Kto chciał, mógł spróbować swoich
sil w lepieniu kołdunów, potańczyć w rytm tatarskiej muzyki czy
postrzelać z łuku. Chętnych nie brakowało.
- Przyjechaliśmy z dziećmi z Zambrowa. Tyle się słyszy o tatarskim
jadle, że w końcu postanowiliśmy tu przyjechać. I musimy przyznać, że
jest świetna impreza - mówi Anna Sołtan.
Trzeba dobrze poznać
Józef Konopacki
podkreśla, że o popularności tatarskiej kultury świadczy liczba osób,
która zainteresowała się Akademią i przyjechała do Kruszynian.
- Jak widać, zainteresowanie jest ogromne. Według mnie, takich spotkań
powinno być więcej. W okresie letnim powinniśmy robić nawet kilka
imprez popularyzujących kulturę tatarską - podkreśla przewodniczący
podlaskiego oddziału Związku Tatarów RP.
Podobnego zdania jest Tomasz Miśkiewicz, mufti Muzułmańskiego Związku
Religijnego w Polsce.
- Zawsze warto poznawać inne kultury. Im bardziej poznamy bowiem kulturę
tatarską, tym lepiej będziemy ją rozumieć. Dlatego naprawdę warto
wychodzić z takimi inicjatywami do ludzi - przekonuje mufti.
W Polsce żyje około 4 tysięcy Tatarów, z czego połowa mieszka na
Podlasiu. Tutaj też znajdują się dwa spośród trzech w Polsce meczetów.
Poza Bohonikami i Kruszynianami meczet jest jeszcze w Gdańsku.
Martyna
Tochwin, 20 sierpnia 2007 r.
Tatarzy wrócili z akademią
Na
tatarskie jadło do Kruszynian przyjechał nawet marszałek Senatu
Bogdan Borusewicz (drugi od lewej) (D. Biziuk) |
Po
siedmiu latach przerwy Sokółka ponownie została gospodarzem
Letniej Akademii Wiedzy o Tatarach Polskich. Impreza odbyła się w
weekend. Początki Letniej Akademii Wiedzy o Tatarach Polskich związane
są z Sokółką. To właśnie tutaj w 1999 roku przygotowano
pierwszą edycję tej imprezy. Do stolicy Szlaku Tatarskiego - jak
wiele osób nazywa Sokółkę - uczestnicy akademii przyjechali
jeszcze w 2000 roku. Potem impreza odbywała się w Dąbrowie Białostockiej
i Gdańsku.
Trzy
głazy na 300-lecie
-
Teraz akademia wraca tam, gdzie powinno być jej miejsce, czyli do
naszego miasta - podkreślił Stanisław Małachwiej, burmistrz Sokółki.
Dwudniową imprezę zainaugurowała sesja popularnonaukowa poświęcona
społeczności tatarskiej. Jeden z wykładowców - Aleksander Miśkiewicz
z Uniwersytetu w Białymstoku przypominał o słynnych
"Orientach Sokólskich”, które organizowano w tym mieście
od 1976 roku. |
-
O Szlaku Tatarskim zaczęto mówić przy okazji drugiego orientu. Był
1979 rok i przypadająca wówczas 300. rocznica osadnictwa tatarskiego na
Podlasiu. Pamiątką po tamtych wydarzeniach są trzy głazy ustawione w
sokólskim parku, przy meczecie w Kruszynianach i obok Domu Pielgrzyma w
Bohonikach - powiedział Aleksander Miśkiewicz. Ostatni "Orient Sokólski”
odbył się w 1992 roku. Jego miejsce zajęła Akademia Wiedzy o Tatarach.
Kuchnia
z jurty
W
ramach imprezy w Sokółce przygotowano festyn ph. "Kultura łączy
narody”. Były występy zespołów mniejszościowych, kiermasz rękodzieła
i sztuki ludowej. Uczestnicy akademii odwiedzili też gospodarstwo
agroturystyczne "Tatarska Jurta” w Kruszynianach, prowadzone
przez Dżennetę Bogdanowicz, gdzie można było nie tylko spróbować
tatarskiego jadła, ale również nauczyć się je przyrządzać. Nie
zabrakło także kursu tańca tatarskiego.
Dorota
Biziuk, 20 sierpnia 2007 r.
Opiekę sprawdza policja
Beata
Łazarewicz sprawdza akta pod kątem merytorycznym. Nie ma jednak możliwości
podważenia wywiadu środowiskowego (Fot. Martyna Tochwin) |
Afera
z zasiłkami? Kilka dni temu zawrzało w sokólskim Ośrodku Pomocy
Społecznej. Na porządku dziennym stały się wizyty policji i
kserowanie stosu akt. Powód? Wpłynęło zawiadomienie o możliwości
popełnienia przestępstwa. Chodzi o to, że kilka pracownic
socjalnych miało przyznawać swoim krewnym lewe zasiłki.
Pracownice socjalne są oburzone tym, że kierowniczka obciąża je
takimi podejrzeniami. Oburzenie jest tym większe, że według nich
są one absolutnie niewinne.
- Kierowniczka mści się na nas za to, że opowiedziałyśmy o
agitacji przed wyborami (piszemy o tej sprawie poniżej - przyp.
red.). Nigdy nie robiłyśmy żadnych lewych papierów - mówią
zgodnie pracownice socjalne. |
Zupełnie
innego zdania jest Beata Łazarewicz, kierownik wydziału świadczeń
rodzinnych pracowników socjalnych w Ośrodku Pomocy Społecznej w Sokółce.
- Nie zgadzały się podpisy osoby korzystającej z naszej pomocy. Z jedną
z pracownic sprawdziłyśmy je na dwóch różnych dokumentach i okazały
się one zupełnie inne - twierdzi Beata Łazarewicz. - Sprawa jest tym
bardziej bulwersująca, że jest to córka jednej z naszych pracownic.
Zamiast córki, odbiór żywności kwitowała matka. Jest to niedozwolone,
chyba że byłoby upoważnienie. A takiego nie było.
Nie
wiedziała o przekrętach
Ale
nie chodzi tylko o fałszowanie podpisów. Zachodzi również podejrzenie,
że zasiłki mogły otrzymywać osoby, którym one wcale się nie należały.
Jak to możliwe?
- Najwięcej można manipulować przy wywiadach środowiskowych. Ja nie
mam legitymacji pracownika socjalnego i nie mogę sprawdzić, czy notatka,
którą sporządził pracownik jest zgodna z prawdą. Można na przykład
zrobić oddzielne gospodarstwa czy zawyżyć liczbę osób w rodzinie - tłumaczy
kierownik.
Beata Łazarewicz tłumaczy, że mogła nie wiedzieć o przekrętach. Ona
bowiem sprawdza akta, ale nie była w stanie wykryć uchybień.
- Pod względem merytorycznym wszystko się zawsze zgadzało. Cyferki też
grały - zapewnia Beata Łazarewicz.
Takim argumentom nie wierzy nowo mianowana p.o. dyrektora ośrodka. Od
2002 roku pracowała w OPS jako pracownik socjalny. - Nie wierzę, że były
robione jakieś lewe dokumenty bez wiedzy zwierzchników. Uważam, że jeżeli
dochodziło do takich sytuacji, to zawsze z wiedzą i przy przyzwoleniu
dyrektorki i kierowniczki - zapewnia Bożena Turycz.
Odpowie
za mobbing
Dochodzenie
w tej sprawie prowadzi sokólska policja.
- 31 lipca wszczęto dochodzenie w sprawie doprowadzenia w okresie od
sierpnia do grudnia 2002 poprzez podrobienie dokumentów do niekorzystnego
rozporządzenie mieniem w postaci nienależnie wypłaconych zasiłków o
łącznej kwocie 1200 złotych na szkodę OPS w Sokółce - mówi Małgorzata
Dąbrowska, rzecznik prasowy KPP Sokółka.
Dyrektorka i pracownice mają żal do Beaty Łazarewicz za to, że
powiadomiła policję. Ich zdaniem, nawet jeśli były jakieś uchybienia,
należało je wyjaśnić w gronie pracowników ośrodka. Kierowniczka tłumaczy
jednak, że nie mogła postąpić inaczej.
- W trzecim kwartale tego roku ośrodek będzie kontrolowany przez OPS z
Białegostoku. W tej sytuacji nie mogłam przecież zataić takich spraw,
które przecież są przestępstwem - wyjaśnia Łazarewicz.
Pracownice socjalne w piątek złożyły dwa pisma do burmistrza.
- W tych pismach jest mowa o mobbingu ze strony pani Łazarewicz i ogólnie
złej atmosferze w pracy. W takiej sytuacji poważnie zastanawiamy się
nad skierowaniem sprawy do sądu - mówi Stanisław Małachwiej, burmistrz
Sokółki.
Do
sprawy wrócimy.
Komentarz
To,
co się teraz dzieje w sokólskiej opiece trudne jest do pojęcia.
Trzeba naprawdę nieźle się “wgryźć” w temat, żeby
choć trochę zrozumieć całą sytuację.
Oto kochające się do tej pory kobiety, które razem balowały,
wychowywały dzieci i odwiedzały się w domach, nagle przemieniają
się w śmiertelnych wrogów. Sokólska opieka to teraz nic
innego, jak dwa obozy, które wzajemnie próbują się zniszczyć.
A jak wiadomo, cel uświęca środki. Więc oto mamy do czynienia
z publicznym praniem brudów. Po dziewięciu miesiącach
dowiadujemy się w końcu, jak wyglądała kampania wyborcza w OPS.
Zarzuty wobec szefowych zdają się potwierdzać. Z drugiej strony
okazuje się jednak, że pracownice też święte nie są i być
może niejedno mają na sumieniu.
Ktoś musi kłamać. Obie strony konfliktu mówią bowiem zupełnie
inne rzeczy. Rzeczy wzajemnie się wykluczające.
Opiekę czekają teraz sprawy sądowe. I dobrze, bo jeśli ktoś
może wyjaśnić tę całą chorą sytuację w opiece, to tylko
niezawisły sąd. |
|
Martyna
Tochwin, 6 sierpnia 2007 r.
Ośrodek niemocy
Zwolnienia
i skierowanie sprawy do sądu - to pomysł burmistrza Sokółki na
uzdrowienie sytuacji w Ośrodku Pomocy Społecznej. Pracownicy placówki
oskarżają siebie nawzajem o wyłudzanie zasiłków pieniężnych i
bezprawne pobieranie paczek żywnościowych.
W wyłudzanie
zasiłków miało być zamieszanych kilka pracownic. Cały proceder odkryły
Beata Łazarewicz, kierownik pracowników socjalnych w tymże ośrodku,
oraz Mirosława Zubrzycka, była dyrektor OPS-u. Obie panie złożyły
doniesienie do prokuratury. Policję powiadomiła Beata Łazarewicz.
Zemsta
czy przestępstwo
Załoga
sokólskiego OPS zapewnia o swojej niewinności.
- Osobiście nie widzę tutaj żadnych znamion przestępstwa. Wszystkie
zasiłki były przyznawane za zgodą poprzedniej dyrekcji - powiedziała
Bożena Turycz, która od 1 sierpnia pełni obowiązki dyrektora OPS w Sokółce.
Poprzednią dyrektor zwolnił burmistrz Stanisław Małachwiej. Powodem była
"utrata zaufania”. Teraz przeciwko niej i kierownikowi
pracowników socjalnych toczy się postępowanie w białostockiej
prokuraturze. Obu kobietom zarzuca się prowadzenie kampanii wyborczej na
terenie ośrodka.
- Złożyłyśmy niekorzystne zeznania, a teraz one się na nas mszczą -
stwierdziły pracownice OPS.
Więcej w papierowym wydaniu Gazety Współczesnej.
Dorota
Biziuk, 6 sierpnia 2007 r.
I po koalicji!
Wojciech
Anusewicz, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Sokółce, nie chce już
być... wiceprzewodniczącym. Jego rezygnacja została przyjęta.
Prezydium sokólskiej rady miejskiej będzie miało nowy skład. Wszystko
przez to, że w miniony piątek Wojciech Anusewicz, jeden z jej
wiceprzewodniczących, złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska.
Protest
przeciwko prywacie
- To jest moja forma protestu przeciwko temu, co teraz dzieje się w
naszej radzie. Podczas wyborów deklarowaliśmy, że będziemy wspólnie
pracowali dla dobra mieszkańców Sokółki. Niestety, niektórzy radni zbłądzili
i dbają wyłącznie o swoje prywatne interesy. Tak nie powinno być -
podkreślił Wojciech Anusewicz.
"(...) Nie chciałbym być postrzegany jako zwolennik
niekonstruktywnego utrudniania pracy władzy wykonawczej naszego
miasta” - czytamy w rezygnacji złożonej przez byłego
wiceprzewodniczącego. Przykładem owego "utrudniania pracy” -
zdaniem Wojciecha Anusewicza - może być sesja, podczas której wbrew
woli burmistrza radni przegłosowali uchwałę o likwidacji sokólskiego
targowiska.
- Koalicja w radzie przestała istnieć. Osobiście nie mam zamiaru utożsamiać
się z ludźmi, którzy do tego doprowadzili. Nie mam również zamiaru
siedzieć obok nich za jednym stołem prezydialnym - dodał Wojciech
Anusewicz.
Byli razem i już nie są
Miejsca za stołem prezydialnym zajmują teraz przewodniczący rady Jan
Zabłudowski i wiceprzewodniczący Antoni Cydzik. Krzesło drugiego
przewodniczącego stoi puste.
- Trudno mi komentować decyzję Wojciecha Anusewicza, ale warto
przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno on i Antoni Cydzik należeli do
Klubu Przeciwników Rozdwojenia Jaźni. Wysuwane pod moim adresem zarzuty,
jakobym nie dbał o dobro Sokółki, są bezpodstawne - powiedział Jan
Zabłudowski i zapewnił, że przyjmie rezygnację Wojciecha Anusewicza.
Dorota
Biziuk, 6 sierpnia 2007 r.
Na
razie księgarnia nie ma zamiaru zwolnić lokalu przy ul. Białostockiej
w Sokółce, chociaż ten lokal ma już nowego najemcę (D. Biziuk) |
Powalczą
o księgarnię w sądzie
Do 31 lipca księgarnia miała
zwolnić zajmowany w centrum Sokółki lokal, ale tego nie zrobiła.
Zamierza sądownie dochodzić swoich praw do wynajmowanego lokalu.
Decyzja Domu Książki zaskoczyła
władze gminy. – Nie spodziewaliśmy się czegoś podobnego
– przyznał Stanisław Małachwiej, burmistrz Sokółki.
Wiosną tego roku dyrekcja sokólskiego Zakładu Gospodarki
Komunalnej i Mieszkaniowej (zarządza budynkiem, gdzie mieści się
księgarnia) wypowiedziała umowę najmu Domowi Książki. Ogłoszono
przetarg, który wygrał właściciel sieci prywatnych aptek z Białegostoku.
Nowy najemca zobowiązał się płacić 61 złotych za mkw. lokalu
(dotychczas było 5,96 złotych). Księgarnia miała zwolnić
zajmowane pomieszczenie do 31 lipca, ale nie zrobiła tego do dziś.
– Wszystko przez to, że
kierownictwo Domu Książki skierowało sprawę do sądu. Właściciele
księgarni dążą do tego, aby zostało unieważnione wypowiedzenie
umowy najmu. Powołują się przy tym na uchwałę Rady Miejskiej w
Sokółce – powiedział burmistrz Małachwiej. |
Chodzi o uchwałę z 2004
roku w sprawie nabywania i wydzierżawiania nieruchomości gruntowych oraz
lokali.
– Jest tam zapis, że można bezprzetargowo przedłużyć umowę.
Ale przecież księgarnia miała umowę na czas nieokreślony. Na dodatek
Dom Książki startował w przetargu, czyli tym samym zgodził się na
wypowiedzenie umowy najmu na zajmowany lokal – wyjaśnił Antoni
Jackiewicz, dyrektor ZGKiM w Sokółce.
Dom Książki będzie dochodził swoich racji przed Sądem Rejonowym w Sokółce,
a księgarnia na razie zostanie tam, gdzie jest.
Dorota
Biziuk, 3 sierpnia 2007 r.
|