1 strona


  Targowica bez targowiska

Prywatę, zabieranie terenów wbrew woli ich właścicieli, brak logiki przy planowaniu niektórych rozwiązań architektonicznych - takie zarzuty do burmistrza Sokółki oraz projektantów nowego planu zagospodarowania mieli członkowie sokólskiej Rady Miejskiej, którzy spotkali się we wtorek wieczorem na wspólnym posiedzeniu wszystkich komisji.

Podczas spotkania radni dowiedzieli się, jakie wnioski dotyczące projektu planu zostały przez burmistrza przyjęte, a jakie nie doczekały się uwzględnienia. Pierwszych było 15, natomiast drugich - 31. Wyjaśnień udzielała radnym Barbara Kurdybelska, jedna z osób odpowiedzialnych za opracowywanie planu.

Cmentarz obok agroturystyki
Okazało się, że wśród nieuwzględnionych wniosków znalazł się protest przeciwko lokalizacji nowego cmentarza w Kuryłach. Jeden z mieszkańców tej miejscowości prowadzi działalność agroturystyczną. Według niego, proponowane usytuowanie cmentarza zakłóci funkcjonowanie gospodarstwa. Innego zdania była Barbara Kurdybelska.
- Zachodnia granica projektowanego cmentarza znajduje się w odległości 150-170 m od istniejących budynków mieszkalnych. Zagospodarowanie nekropolii będzie trwało latami, a w pobliże budynków dojdzie za kilkadziesiąt lat - stwierdziła projektant.
Radny Antoni Cydzik zwrócił uwagę, że nawet właściciel terenu, gdzie miałby powstać cmentarz, nie wyraża na to zgody.
- Ten człowiek kupił tam działkę z przeznaczeniem na działalność gospodarczą. Tymczasem w naszej gminie panują takie metody, jakich nawet za stalinowskich czasów nie stosowano. Ludziom siłą chce się grunty pozabierać - zauważył Antoni Cydzik.
Podkreślił on również, że strony zainteresowane nic nie wiedziały o wspólnym posiedzeniu komisji, na którym radni mieli się zapoznać z nieuwzględnionymi wnioskami.
- Burmistrz rozpatrywał wnioski w zależności od humoru, a przecież do pewnych spraw trzeba podchodzić po ludzku. Jak kiedyś ktoś był w opozycji do pana burmistrza, to teraz za karę uwag mu się nie uwzględnia. Czas już skończyć z tą prywatą w naszej gminie - dodał Cydzik.

Pętla do zakręcania
Głos zabrał również Antoni Dziewiątkowski, przedsiębiorca z Sokółki.
- Proponowany w planie przebieg obwodnicy jest zaprojektowany w ten sposób, że droga ta omija moją działkę, na której od lat prowadzę działalność gospodarczą. Protestowałem, ale burmistrz rozpatrzył mój wniosek negatywnie. Wychodzi na to, że do mojego sklepu dojadą tylko ci, którzy jakimś trafem przez Kuryły zakręcą się na pętli drogowej. Natomiast gdyby ktoś z podróżujących zechciał siku, to będzie musiał aż do Kuźnicy walić, bo Sokółka z boku zostanie. Chciałem zrobić budynek wizytowy dla naszego miasta i zapewniać ludziom coraz to nowe miejsca pracy. Apeluję do radnych, którzy niebawem podejmą decyzję odnośnie zatwierdzenia planu i wszystkich zgłoszonych wniosków, aby walczyli o miejsca pracy. W najgorszym razie pozostanie mi tylko wystąpić do gminy o odszkodowanie z racji poniesionych strat - mówił Dziewiątkowski.
Niektóre wnioski nie zostały uwzględnione, ponieważ - według tłumaczenia Barbary Kurdybelskiej - nie zawierały numerów działek.
- W takim przypadku pani obowiązkiem było zadzwonić do tych osób i uzupełnić potrzebne dane. Za to pani bierze pieniądze. Nawiasem mówiąc, całkiem spore pieniądze - stwierdził radny Cydzik.
Na pytanie radnych, czy gdyby odrzucone wnioski zawierały numery działek, zostałyby wówczas rozpatrzone pozytywnie, Kurdybelska odpowiedziała, że nie wie, bo ”decyzję podejmuje burmistrz”.

Po cichu i bez echa
Radny Andrzej Garbuz poruszył kwestię zmiany lokalizacji nowego kościoła. Pierwotnie miał on się znaleźć na mniejszym placu bazaru przy ul. Targowej.
- Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, że nieoczekiwanie ta lokalizacja została zmieniona. Teraz kościół ma już stać na większym placu targowicy. Zmianę wprowadzono po cichu i bez echa. Na jakiej podstawie? - chciał wiedzieć radny Andrzej Garbuz.
- Wprost przeciwnie, bo przeszło to głośno. Decyzja zapadła po dyskusji publicznej nad planem. Rada parafialna i proboszcz nowej parafii złożyli taki wniosek i projektanci nanieśli poprawki na planie - wyjaśnił burmistrz Stanisław Kozłowski.
Zdaniem Andrzeja Garbuza, po zatwierdzeniu planu może okazać się, że miasto nie będzie miało targowicy.
- Obudzimy się z ręką w nocniku. Burmistrz publicznie zapewniał, że kościół będzie stał na małej targowicy. Nasze miasto i cała gmina potrzebuje miejsca, gdzie ludzie mogliby handlować. Przecież z targowicy co poniedziałek korzysta mnóstwo osób - podkreślił radny Garbuz.
Burmistrz Stanisław Kozłowski nie widział tutaj żadnego problemu.
- Nie płaczmy tak nad targowicą. Na dzień dzisiejszy do gminy wpłynęły dwa zgłoszenia odnośnie urządzenia nowego placu targowego. Jedno zgłoszenie należy do Agrino, a drugie - do GS. Decyzję podejmą radni - powiedział burmistrz Kozłowski.
Głosowanie nad projektem nowego planu zagospodarowania przestrzennego Sokółki odbędzie się podczas sesji Rady Miejskiej 31 marca br. Początek obrad o godz. 10 w sali konferencyjnej Urzędu Miejskiego.

(db) Gazeta Współczesna, 23 marca 2005

  Niech się szkoła martwi

Kilkaset metrów sześciennych ziemi wywieziono z placu budowy hali sportowej w Sokółce. Wszystko po to, aby posadzka nowego obiektu była na tym samym poziomie co parter połączonego z nim Zespołu Szkół. Teraz widać, że część hali znalazła się prawie dwa metry pod powierzchnią ziemi. Obiekt może być systematycznie podtapiany.
– Po co za życia tak się pchać do tej ziemi? Cały świat rośnie do góry, a my jak te krety w piasek się wkopujemy – zauważył sokółczanin, który mieszka obok powstającego obiektu sportowego przy ul. Mickiewicza.

Inwestorem hali jest Zarząd Powiatu Sokólskiego. Na etapie projektowania rolę tę pełnił Jan Firs, dyrektor Zespołu Szkół w Sokółce.
– Właśnie dyrektor chciał, żeby poziom posadzki w hali i na parterze szkoły był taki sam – powiedział Franciszek Budrowski, starosta sokólski.
Zdaniem Jana Firsa, takie założenie przyjęli architekci, którzy opracowywali projekt inwestycji.
– Nowy obiekt powstaje na placu między szkołą a internatem. Na krótkim odcinku występuje tutaj duża różnica poziomów. Sięga ona nawet dwóch metrów. Właśnie dlatego z jednej strony fundament hali jest ponad powierzchnią ziemi, a z drugiej został wkopany w ziemię – powiedział dyrektor Jan Firs.
Komisja przetargowa, w której zasiadali m.in. przedstawiciele sokólskiego starostwa, do realizacji projektu wybrała firmę ”Miastoprojekt – Białystok”.
– Musieliśmy dostosować plan do wymagań, jakie postawiło nam starostwo. Najważniejszą przesłanką było zachowanie równych poziomów posadzki w szkole i hali, która łączy się z budynkiem oświatowym za pomocą łącznika. Nie widzę żadnego problemu w tym, że budynek jest wkopany w ziemię. XXI wiek dostarcza nam tak wiele rozwiązań konstrukcyjnych, że nie powinniśmy się martwić możliwością wystąpienia podtopień obiektu. W Europie Zachodniej panuje wręcz tendencja zakopywania hal sportowych w ziemi, aby nie były one obiektami dominującymi nad otoczeniem – wyjaśnił Lech Ryszawa, architekt ”Miastoprojektu – Białystok”, który przygotowywał dokumentację sokólskiej hali.
Inaczej tę kwestię widzi Andrzej Gieniusz, właściciel firmy ”GENO” z Sokółki, która jest wykonawcą obiektu.
– Nie żyjemy w Europie Zachodniej, tylko w Sokółce. Problem w tym, że ulica, przy której powstaje hala, nie ma kanalizacji deszczowej. Projektant uwzględnił urządzenia odwadniające, jednak ostatnia zima pokazała, że są one niewystarczające. Praktycznie przez cały czas moi ludzie musieli odprowadzać wodę spod budynku. Niedługo zakończymy budowę i niech tym wszystkim martwi się użytkownik, czyli szkoła – powiedział Andrzej Gieniusz.
Jego zdaniem, nie byłoby żadnego problemu, gdyby w niektórych miejscach podniesiono poziom budynku o pół metra.
– ”GENO” budowało kilka hal sportowych, ale nigdy nie mieliśmy do czynienia z obiektem, który byłby zakopany w ziemi. Uważam, że został popełniony błąd przy projektowaniu tej hali. Po większych opadach użytkownik obiektu może mieć poważny kłopot – dodał właściciel sokólskiej firmy budowlanej.
Natomiast starosta Franciszek Budrowski stwierdził, że nic nie wie o rzekomych kłopotach z wodą.
– Pierwsze o tym słyszę. Dziwi mnie, że dowiaduję się takich rzeczy od ”Współczesnej”, a nie od pana Gieniusza. Może to on coś zrobił nie tak jak należy. Kiedy faktycznie wystąpią problemy z nadmiarem wody, wtedy wystąpimy do burmistrza Sokółki, żeby wspólnie wykonać kanalizację deszczową przy ul. Mickiewicza, gdzie powstaje hala – poinformował Franciszek Budrowski.
Dyrektor Zespołu Szkół powiedział, że ”być może trzeba było trochę zróżnicować poziomy posadzki w hali”.
– Wszystko nadzorowały jednak osoby z powiatu z uprawnieniami i zmysłem architektonicznym, więc nie powinno tu być żadnych błędów. W tej chwili nie mogę nic powiedzieć o jakości hali, bo jeszcze jej nie użytkujemy. Mam nadzieję, że nastąpi to już w maju br. – stwierdził dyrektor Firs.
– Według mnie, hala prezentuje się ładnie. Nie powinno też być problemów z działaniem systemu odwadniającego – powiedziała Katarzyna Nowak, kierownik Wydziału Oświaty, Kultury i Sportu Starostwa Powiatowego w Sokółce, która pełni funkcję osoby nadzorującej budowę hali z ramienia powiatu.
O opinię na temat tego obiektu poprosiliśmy sokólskiego architekta.
– Ktoś miał chyba za dużo fantazji, żeby zaprojektować coś podobnego. Niezbyt ciekawie to wygląda. Przy wejściu do hali nie ma nawet pochylni, więc woda nie będzie miała problemu z dostaniem się do środka – podkreślił specjalista.

(db) Gazeta Współczesna, 21 marca 2005

  Jajko dla grajka

”Żeby wam się mnożyło, darzyło i w oborze i w komorze, w każdym kątku po dzieciątku, a na piecu sześć” - śpiewali muzykanci, którzy podczas świąt Wielkiej Nocy odwiedzali domy w podsokólskich wsiach. Za życzenia dostawali kiełbasę i co najmniej ćwierć kopy jaj.

<<< Przed Wielkanocą gospodynie przygotowywały po kilkanaście babek. - Do ich pieczenia nadawały się znakomicie piece chlebowe. Wyciągnięte z nich baby miały imponującą wysokość - mówią (od lewej): Anna Konik, Eulalia Szorc i Jadwiga Łopatecka Fot : D.Biziuk

Na kilka dni przed Wielkanocą w Izbie Regionalnej w Janowszczyźnie koło Sokółki przypomina się dawne świąteczne zwyczaje.
- Kiedyś ludzie bardziej przygotowywali się do tych najważniejszych dla katolików świąt. Cały post mięsa się nie jadło. Przez te 40 dni trzeba było jak najwięcej jajek nazbierać, żeby ich w Wielkanoc nie zabrakło - opowiada Anna Konik z Podkamionki.
Aby przeznaczone na święta jaja zachowały świeżość, zakopywano je w... popiele.
- Samych pisanek malowało się co najmniej 30. Najpopularniejszym barwnikiem był cebulnik, czyli wywar z cebulowych ”koszulek”. Niektórzy robili pisanki za pomocą wosku, a jeszcze inni ograniczali się tylko do odgotowania jajek - mówi Jadwiga Łopatecka z Podkamionki.
O zbliżających się świętach przypominały zerwane odpowiednio wcześniej wierzbowe gałązki, które ustawiano w widocznym miejscu. Dzień przed Kwietną Niedzielą przygotowywano z nich palmy.
- Wstyd było święcić w kościele palmę przybraną plastikowymi kwiatkami. Wszystko musiało być naturalne. Sama zawsze chodziłam przed Kwietną Niedzielą do lasu w poszukiwaniu widłaka, rokitnika i bazi. Ten rok jest wyjątkowo zimny i śnieżny, więc musiałam zaniechać podobnej wędrówki. Kilka dni temu żeby wierzbę zerwać, brnęłam w śniegu po kolana. Ale gałązki na palmę mam - dodaje Eulalia Szorc z Moczalni Starej.
W Palmową Niedzielę taką wierzbą sprawiano niektórym tęgie lanie. Przy tej okazji recytowano wierszyk: ”wierzba bije, nie zabije, nie połamie kości, za tydzień - wielki dzień, za sześć noc - Wielka Noc”.
Na nadejście Wielkiej Soboty czekały głównie dzieci. Właśnie one wybierały się tego dnia ze święconką do kościoła.
- Jak byłam mała, to musieliśmy z Janowszczyzny do sokólskiego kościoła chodzić, bo u nas ksiądz pokarmów nie święcił. 12 kilometrów do przejścia było w jedną stronę. Raz w drodze powrotnej, tak nam się jeść zechciało, że prawie całą święconkę żeśmy zjedli - wspomina Anna Konik.
Nazajutrz wyjeżdżało się na mszę rezurekcyjną już o godzinie czwartej rano.
- Samochodów nie było, to ciekawie ta podróż wyglądała. Ludzie specjalnie szykowali furmanki. Obowiązkowo wyściełali je dywanami. Cały rząd tych pojazdów po szosie w kierunku Sokółki jechał. A każdy każdego oglądał. Plotkowało się też trochę o strojach - przyznaje Jadwiga Łopatecka.
Po rezurekcji urządzano wyścigi pojazdów. Który gospodarz wrócił pierwszy do wsi, mógł liczyć na udane zbiory i dostatek w nadchodzącym roku.
- Pod koniec pierwszego dnia świąt zaczynało się chodzenie po tzw. ”hałokanie”. Chłopcy i mężczyźni wędrowali po wsi ze śpiewem i życzeniami. Gospodarze płacili im kiełbasą, a także jajkami. Następnego dnia dary wędrowały na wspólny biesiadny stół - mówi Helena Kundzicz z Sokółki.
Drugi dzień Wielkanocy był zarezerwowany na obdarowywanie chrześniaków włóczennem.
- Odwiedzało się rodziców chrzestnych. Trzeba było mieć ze sobą węzełek, a w nim kawałek drożdżówki. Ciasto zostawało w odwiedzanym domu, a na jego miejsce chrzestni wkładali do węzełka pisanki, pieróg, a czasami nawet cukierki - mówi Jan Ancypo z Janowszczyzny.
Chodzenie po włóczenne było przeważnie zakłócane przez zwolenników śmigusa - dyngusa.
- Woda lała się strumieniami. Pilnowano szczególnie tego, żeby oblać wszystkie mieszkające we wsi panny, co miało zagwarantować, że wkrótce zmienią stan cywilny - dodaje sokółczanka Helena Kundzicz.

(db) Gazeta Współczesna, 20 marca 2005

  Marzenia o mundurze

Łagodzą obyczaje, są dokładne, dbają o terminowość załatwianych spraw – tak o swoich koleżankach-policjantkach mówią panowie z Komendy Powiatowej Policji w Sokółce. Z roku na rok coraz więcej kobiet interesuje się możliwością podjęcia pracy w tej placówce.

W ciągu ostatnich dwóch lat do sokólskiej KPP wpłynęło 55 podań od kobiet, które chciałyby zostać policjantkami. Przez dwa miesiące 2005 roku taką chęć zadeklarowały już cztery panie.
– Obecnie nasza placówka dysponuje 141 etatami policyjnymi. Aktualnie dziesięć z nich zajmują kobiety – powiedział nadkom. Wiesław Małachwiej, zastępca komendanta KPP w Sokółce.
On sam zaczynał swoją pracę w 1990 roku. Wtedy panie mogły liczyć na zatrudnienie jedynie w kadrach. Pierwsza policjantka pojawiła się w Sokółce w 1991 roku.
– Według mnie, kobieta potrafi odnaleźć się w tym zawodzie. W policji są stanowiska, na jakich panie sprawdzają się doskonale. Chodzi mi przede wszystkim o pracę w sekcji kryminalnej przy prowadzeniu postępowań przygotowawczych. Mam też na myśli zespół d/s nieletnich i zespół d/s wykroczeń. Kobiety są także nadzwyczaj skuteczne w sekcji ruchu drogowego. Kierowcy lepiej zapamiętują mandat wypisany przez policjantkę niż przez policjanta. Panowie sądzą chyba, że to wielki wstyd, kiedy reprymendy udzieli im kobieta w mundurze – dodał komendant Małachwiej.
Są jednak stanowiska, które wymagają od zajmujących je ludzi większej sprawności i siły fizycznej niż ta, którą może wykazać się kobieta.
– Należy do nich m.in. policyjny pluton patrolowo-interwencyjny. Jego zadaniem jest chociażby zatrzymywanie sprawców przestępstw. Niejednokrotnie znajdują się oni w stanie nietrzeźwym, wykazują dużą agresję. W takiej sytuacji kobieta ma mniejsze szanse w konfrontacji z podobnym osobnikiem – poinformował komendant.
Nadkom. Małachwiej przyznał, że należy do zwolenników przyjmowania kobiet w policyjne szeregi. Powód jest prosty – panie łagodzą obyczaje zarówno wśród petentów, jak i samych policjantów.
Szukające zatrudnienia w policji kobiety można podzielić na dwie grupy wiekowe. Pierwsze zgłaszają się z podaniami zaraz po zakończeniu edukacji w szkole średniej, natomiast pozostałe to panie przed 30-stym rokiem życia. Trzeba dodać, że maksymalny wiek kandydatów do pracy w policji nie może przekroczyć 35 lat.
– Kiedyś panowało przekonanie, że zawód policjanta jest zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn. Na szczęście ta tendencja się zmienia. W ciągu pięciu ostatnich lat przyjęliśmy do służby dziesięciu mężczyzn i pięć pań. Panowie starają się o tę posadę ze względu na ogólny brak pracy. Jeżeli chodzi o kobiety, to chcą one realizować w tym zawodzie swoje marzenia – powiedział kom. Andrzej Głódź, specjalista zespołu prezydialnego kadr i szkolenia KPP w Sokółce.
Praktycznie każdego dnia do sokólskiej placówki wpływa jedno podanie.
– Nabór trwa przez cały rok. Na kandydatów czekają testy sprawnościowe i psychologiczne. Ćwiczenia fizyczne, które muszą wykonać kobiety, różnią się nieco od tych, jakie przewidziano dla mężczyzn – wyjaśnił kom. Andrzej Głódź.
Świeżo przyjęty do pracy policjant zarabia ”na rękę” 1010 złotych.

(db) Gazeta Współczesna, 16 marca 2005

  Urzędnik ponad biznesmenem ?

Kiedyś mieliśmy rozwój, teraz jest jego schyłek, a niedługo wszyscy do Anglii wyemigrują – tak sokólską przedsiębiorczość charakteryzują miejscowi biznesmeni. Inaczej sprawę widzi burmistrz miasta.

Ubiegłoroczny folder promocyjny Sokółki podaje, że w mieście i gminie zarejestrowanych jest blisko 2 tys. podmiotów gospodarczych.
– Jesteśmy przyjaźni wszystkim inwestorom i przedsiębiorcom. Mamy jedne z najniższych stawek podatku od nieruchomości w skali kraju. Do spraw każdego przedsiębiorcy podchodzimy w sposób indywidualny. Zdarza się, że na wnioski niektórych z nich odraczamy terminy płatności należnego podatku. Gmina zachęca też do rozwoju w inny sposób. Otóż ponad rok temu radni przyjęli uchwałę o możliwości zwolnienia z płacenia podatku od nieruchomości nawet do pięciu lat – powiedział burmistrz Stanisław Kozłowski.
Dodał również, że wśród lokalnych biznesmenów są tacy, którzy ograniczają się do narzekań na gminę.
– Powinni oni zmienić swoje nastawienie do całego świata – stwierdził burmistrz.

Za Sokółką już tylko Kuźnica
Według Dariusza Zielenkiewicza, przedstawiciela dużej hurtowni spożywczej w Białymstoku, sokólska przedsiębiorczość ma się źle.
– Odwiedzam wiele miejsc w naszym regionie, więc orientuję się w realiach. Generalnie większość właścicieli sklepów narzeka, jednak w Sokółce ten problem jest większy niż gdzie indziej. Może tylko Kuźnica Białostocka ma jeszcze gorzej od was. Ponad 50 proc. sokólskich sklepów boryka się z kłopotami finansowymi, a nasz największy dłużnik z tego miasta ma do opłacenia 100 tys. zł – poinformował Dariusz Zielenkiewicz.
Większość lokalnych przedsiębiorców, z którymi rozmawialiśmy, nie chciała ujawniać swoich danych.
– Wiadomo, że urzędnik zawsze stoi wyżej od biznesmena. Taki ktoś może nam zaszkodzić – wyjaśnili właściciele firm z Sokółki.
Ich zdaniem, przedsiębiorczość w Sokółce jest dziedziną, która kompletnie nie interesuje lokalnych władz.
– Chętnie odpowiedzielibyśmy na inicjatywę sprawujących rządy w naszym mieście. Bo inicjatywa powinna przecież wyjść od władzy. Chcemy się spotykać i rozmawiać, ale druga strona tego nie rozumie. Dla przedsiębiorców podatki, jakie by nie były, zawsze są za wysokie. Problem tkwi w tym, że władza nam nie pomaga. Osobiście przyzwyczaiłem się do takiego traktowania – przyznał jeden z przedsiębiorców.

Pustki w centrum
Antoni Cydzik, właściciel sklepu w Sokółce, zajął się biznesem, kiedy miał 20 lat. Teraz skończył 44 i twierdzi, że najchętniej w ciągu godziny sprzedałby cały towar, żeby tylko ”mieć święty spokój”.
– Zaczynałem jako fotograf, potem wyjechałem do Stanów. Zarobiłem trochę pieniędzy. Po powrocie do Sokółki założyłem firmę przemysłowo-handlowo-usługową. Sklep prowadzę od minionego roku. Tylko dlatego nie mam długów, bo jeszcze za krótko tkwię w tym biznesie. Jest ciężko – przyznał Cydzik.
Jego zdaniem, Sokółka jest gminą, gdzie tępi się przedsiębiorców.
– Prywatnie bardzo lubię naszego burmistrza. Mam natomiast zastrzeżenie co do prowadzonej przez niego polityki wobec właścicieli lokalnych firm. U nas lansuje się ludzi z zewnątrz, a nie rodzimych przedsiębiorców. Rozwijają się tylko ci, którzy mają układ z władzą – dodaje właściciel sklepu.
Konsekwencją takiego traktowania, według Cydzika, są coraz liczniejsze przypadki zamykania sklepów w centrum Sokółki.
– Ludzie bankrutują, a centrum miasta świeci pustkami – powiedział Antoni Cydzik.

Przyszedł na ściernisko
Zainwestowania pieniędzy w Sokółce żałuje także inny mieszkaniec tego miasta – Antoni Dziewiątkowski. W 1996 roku otworzył sklep na działce przy drodze do Białegostoku.
– Ubiegałem się o uzyskanie koncesji na sprzedaż alkoholu. Kolejne podania, jakie składałem do gminy, na nic się zdały. Doszło do tego, że napisałem do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Białymstoku. Ten organ nakazał burmistrzowi rozpatrzyć moją sprawę ponownie, a on... rozpatrzył ją tak samo, jak poprzednio, czyli negatywnie. Doszło do tego, że wyjechałem za granicę, bo nie miałem z czego żyć. Pod moją nieobecność żona wycofała wszystkie nasze podania z gminy i wtedy dopiero dostaliśmy koncesję – przypomniał Antoni Dziewiątkowski.
To jednak nie był koniec jego kłopotów.
– Rok temu usłyszałem w kościele, że w bezpośrednim sąsiedztwie mojej działki, gdzie oprócz sklepu prowadzę usługi gastronomiczne, ma powstać cmentarz. Okazało się, że wskazując taką lokalizację postąpiono wbrew wszelkim przepisom. Przypomnę, że obok działa też duża chłodnia, co jeszcze bardziej udowadnia absurdalność takiej lokalizacji – stwierdził Dziewiątkowski.
Przedsiębiorca zaczął interweniować w gminie.
– Ostatecznie zrezygnowano z tej lokalizacji. Teraz muszę zmierzyć się z problemem obwodnicy, która ma przebiegać w taki sposób, że podróżujący nie będą mieli możliwości dostania się do mojego sklepu. Kupiłem działkę na ściernisku, bo myślałem, że zrobię tutaj San Francisco. I niech ktoś mi teraz powie, że gmina Sokółka sprzyja przedsiębiorcom – dodał Antoni Dziewiątkowski.

(db) Gazeta Współczesna, 15 marca 2005

  Dla poezji się poświęcą

Dziewięć osób zdecydowało się wystartować w miejskich eliminacjach 50. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, jakie zorganizowano wczoraj w Sokólskim Ośrodku Kultury.

Ta edycja konkursu została zadedykowana Adamowi Mickiewiczowi, z racji tego, że 2005 rok ogłoszono rokiem wieszcza. Organizatorem przedsięwzięcia jest Towarzystwo Kultury Teatralnej.
Uczestnicy wczorajszych eliminacji recytowali nie tylko mickiewiczowskie utwory. Pojawiły się też m.in. wiersze Przybosia, Szymborskiej oraz znanych sokólskich poetów – Leonardy Szubzdy i Sylwii Chorąży. Oprócz poezji młodzież musiała również przygotować fragmenty prozy.
Eliminacje wygrały Judyta Jackiewicz oraz Marta Apanowicz z sokólskiego LO.
– W tym roku zdaję maturę, więc nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Jednak dla poezji trzeba się poświęcić. Już od czwartej klasy podstawówki uczestniczę w różnych konkursach poetyckich. Mogę powiedzieć, że weszło mi to w krew. Przyszłam tutaj, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony – powiedziała Judyta Jackiewicz.
Maturzystka rozważała możliwość rozpoczęcia studiów w szkole teatralnej.
– Uwielbiam teatr, jednak ostatnio zaczęłam mieć wątpliwości, czy właśnie tak powinna wyglądać moja droga życiowa. Chyba muszę zdobyć bardziej konkretny zawód. O teatrze też nie zamierzam zapominać – przyznała Judyta.
Podczas wczorajszych eliminacji zaprezentowała ona wiersz Leonardy Szubzdy ”Dalej niż daleko” oraz fragment prozy nieznanego autora pt. ”Cudzołożnica w świątyni”.
– Uważam, że wiersze pani Leonardy są świetne. Dlatego zdecydowałam się zaczerpnąć z twórczości tej poetki. Jeszcze nie wiem, czy na eliminacjach wojewódzkich zaprezentuję te same utwory. Wiem jedno: tam również dam z siebie wszystko – dodała sokólska licealistka.
Konkurs wojewódzki odbędzie się 16 kwietnia w białostockich ”Spodkach”.

(db) Gazeta Współczesna, 9 marca 2005

  Chusta warta pół krowy

Od września minionego roku muzeum w Sokółce odwiedziło ok. 1500 osób. Wyremontowany obiekt cieszy się coraz większym zainteresowaniem nie tylko wśród sokółczan.

– Ci, którzy wędrują przebiegającym przez Sokółkę Szlakiem Tatarskim, obowiązkowo zaglądają do naszego muzeum. W tym miejscu mamy poświęcony Tatarom dział, który dostarcza turystom podstawowych informacji o historii osadnictwa wyznawców islamu – powiedziała Iwona Wiśniewska, pracownik sokólskiego muzeum.
Najliczniejsza grupę zwiedzających stanowią uczniowie szkół z powiatu sokólskiego. Sporo jest też przedszkolaków. Ci ostatni najlepiej czują się w Dziale Etnograficznym i Dziale Ginących Zawodów. Starsi sokółczanie najchętniej zaglądają natomiast do Działu Historycznego. W ostatnich miesiącach muzeum gościło również turystów z Hiszpanii, Włoch, Kanady i Australii.
Od jesieni ubiegłego roku, kiedy po kilkumiesięcznym remoncie obiekt został ponownie udostępniony zwiedzającym, placówka wzbogaciła się o blisko 90 nowych eksponatów.
– Ofiarodawcami są przeważnie mieszkańcy Sokółki. Ostatnio starszy mężczyzna przyniósł minerał mikę, który został wydobyty z kopalni w Śludziance nad jeziorem Bajkał, gdzie trafił jego ojciec podczas służby w wojsku carskim. Większość eksponatów wywodzi się jednak z Ziemi Sokólskiej – poinformowała Iwona Wiśniewska.
Należą do nich m.in. czesane warkocze lnu, drewniane dzieże do wyrobu chlebowego ciasta, ława zwana szlabanem, stara zastawa kuchenna.
– Jedna pani zdecydowała się przekazać nam w darze wspaniałą wełnianą chustę. Przed wojną to cacko kosztowało... pół krowy. Muzeum otrzymało też pamiętające czasy okupacji radio. Odbiornik służył do zdobywania prawdziwych informacji o wydarzeniach z różnych frontów II wojny światowej. Usłyszane wiadomości były następnie rozpowszechnianie za pomocą ulotek – dodała pracownica muzeum.
W Dziale Tatarskim umieszczono gablotę poświęconą Dżennet Dżabagi-Skibniewskiej, mieszkance Gdyni, która pomagała przy tworzeniu ekspozycji.
– To bardzo ciekawa postać. Dżennet była wnuczką sokólskiego notariusza Lucjana Bojraszewskiego. Uczestniczyła w obronie Wybrzeża we wrześniu 1939 roku. Zmarła w Inguszetii 13 lat temu – powiedziała Iwona Wiśniewska.
Jesienią br. zwiedzający zobaczą nowy wystrój Działu Historycznego.
– Chcemy, żeby znalazło się tam więcej informacji o mieszkańcach, którzy tworzyli lokalną historię. Wcześniej – bo już w czerwcu – zorganizujemy wystawę fotograficzną poświęconą miejscowym nekropoliom – dodała Wiśniewska.
Wystawa to część projektu, do którego przystąpiło muzeum w Sokółce. Wspólnie z historykami-amatorami i młodzieżą szkolną realizuje ono program pt. ”Sokólskie nekropolie – zabytkami czterech kultur”. Projekt finansowany jest ze środków ”Działaj lokalnie IV” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, a pilotują go Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce razem z Sokólskim Funduszem Lokalnym.

(db) Gazeta Współczesna, 8 marca 2005

  Szlaban na traktory 

Ponad dwie godziny sokólscy radni dyskutowali wczoraj nad projektem uchwały w sprawie kierunków zagospodarowania przestrzennego. Po przedstawieniu argumentów ”za” i ”przeciw” zdecydowali się... przyjąć dokument bez żadnych poprawek.

– Wkrótce radni będą głosowali nad nowym planem zagospodarowania przestrzennego naszego miasta i gminy. Ponieważ musi istnieć zgodność planu ze studium, zatem na dzisiejszej sesji przewidziane jest wprowadzenie pewnych zmian do tego drugiego dokumentu. Przypominam, ze poprzednie studium sokólska Rada Miejska uchwaliła w 1999 roku – powiedział Marek Paruk, kierownik Wydziału Gospodarki Przestrzennej i Komunalnej Urzędu Miejskiego w Sokółce.
Zmiany, jakie radni mieli wprowadzić dotyczyły m.in. usytuowania nowego cmentarza obok wsi Kuryły. Właśnie ta kwestia, a także rozwiązania komunikacyjne na planowanej obwodnicy Sokółki, wzbudziły wśród uczestników sesji najwięcej wątpliwości.
Z Gieniusz nie dojedziesz
– W tej chwili wcale mnie ta obwodnica nie zadowala. Okazało się bowiem, że przez nią pół gminy może zostać odcięte od miasta. Kiedy mieszkaniec Lipiny będzie chciał pojechać do Białegostoku, wtedy zacznie swoją podróż od cofnięcia się o kilka kilometrów do Janowszczyzny. Dopiero stamtąd autobus zabierze go tam, gdzie zamierzał się dostać. Z kolei ja, podobnie jak pozostali mieszkańcy Gieniusz nie dostaniemy się do Sokółki ani traktorem ani koniem, bo tego typu pojazdy nie mają wstępu na obwodówkę. Przykro mi bardzo, ale nie rozumiem tego planu – przyznał radny Waldemar Gieniusz z Gieniusz.
Kierownik Paruk wyjaśnił, że obwodnica Sokółki nie będzie budowana dla mieszkańców miasta, tylko w ramach rozbudowy drogi ekspresowej nr 19.
– Chcemy mieć obwodnicę, ale mnóstwo wątpliwości trzeba jeszcze wyjaśnić. Właśnie teraz jest właściwy czas na wszelkie wyjaśnienia – stwierdził radny Marian Lisowski.
Jego pogląd podzielił radny Jan Zabłudowski, według którego ”żadna uchwała nie może być podjęta na zasadzie domniemań i przypuszczeń”.
Niewiedza z braku zainteresowania
Do dyskusji włączył się Jerzy Talaga, architekt opracowujący nowy plan zagospodarowania przestrzennego miasta i gminy Sokółka.
– Niestety, ale wszystkie poruszane przez radnych kwestie wynikają z ich niewiedzy. Ta z kolei jest skutkiem braku zainteresowania pracami związanymi z przygotowaniem planu zagospodarowania Sokółki. Dziwię się takiemu podejściu do całej sprawy. Studium to jest schemat. Natomiast obwodnica to cała sieć dróg ze zjazdami, wjazdami i innymi rozwiązaniami. Jesteście niedoinformowani – podsumował architekt.
Miasto wśród cmentarzy
Okazało się, że z zaproponowaną przez architektów lokalizacją cmentarza nowej parafii nie zgadzają się mieszkańcy Kurył. Właśnie koło tej wsi miałaby powstać nekropolia.
– Z naszego punktu widzenia nie jest to dobre rozwiązanie. Cmentarz oddzielałoby od gospodarstw i ujęć wody mniej niż 150 metrów. Wymagane odległości nie zostałyby zatem zachowane. Warto się może zastanowić nad inną lokalizacją nekropolii. Przecież mamy duży cmentarz na Osiedlu Zielonym. Niech radni pamiętają, że za kilka lat nie będzie już miejsca na obecnej nekropolii parafii św. Antoniego. Może zatem trzeba pomyśleć o urządzeniu dużego, nowoczesnego cmentarza tam, gdzie nie wzbudzi on protestów – powiedział Eugeniusz Wiśniewski z Kurył.
Jego zdaniem, jeżeli gmina będzie co kilka lat wyznaczała teren pod kolejne małe nekropolie, wtedy Sokółka stanie się miastem wśród cmentarzy.
Radny Antoni Cydzik zaproponował, aby nowe miejsce pochówku zlokalizować na ulicy Witosa lub koło Bogusz.
– Od 1986 roku tereny przy ul. Witosa faktycznie są przeznaczone pod cmentarz – poinformował burmistrz Stanisław Kozłowski.
Radni nie zdecydowali się jednak na wskazanie w studium innej lokalizacji nekropolii. Dokument został przyjęty bez żadnych poprawek.
Drożej za wodę
W trakcie obrad radni przegłosowali nowe taryfy Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Sokółce dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę oraz odprowadzanie ścieków. Podrożała jedynie cena wody zużywanej na cele przemysłowe. Zamiast dotychczasowych 1,86 zł za m sześc. odbiorcy zapłacą 1,92 zł. Podwyżka zacznie obowiązywać od 1 kwietnia br.

(db) Gazeta Współczesna, 2 marca 2005

  Pacjent odejdzie z kwitkiem 

Od początku marca sokólski szpital może przestać przyjmować pacjentów. Do tak drastycznych kroków zmusza ich brak kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia na świadczenie ambulatoryjnej, nocnej i świątecznej opieki medycznej. Przypomnijmy, od 1 stycznia pacjenci na próżno szukają na szpitalnej izbie przyjęć opieki medycznej w tym zakresie. Obowiązki ich przejęła Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego z siedzibą na ulicy Piłsudskiego 9a. Sokólski ZOZ wciąż bezdaremnie stara się o uzyskanie  kontraktu.  

Szpital sie pogrąża

- Wciąż nie ma jasno określonych zasad udzielania nocnej i ambulatoryjnej opieki. Nadal część chorych zgłasza się na  izbę szpitala w Sokółce, który mimo, że nie ma umowy z NFZ, udziela im pomocy - wyjaśnia Krzysztof Szczebiot, zastępca przewodniczącego Rady Powiatu. - Szpital ponosi  koszty udzielania takich świadczeń, choć pogarsza tym samym swoją sytuację finansową. Nie ma jednak wyjścia, bo odmowa udzielania pomocy pacjentom wpłynęłaby negatywnie na wizerunek szpitala, który przez dwadzieścia lat przyjmował wszystkie osoby zgłaszające się z problemami zdrowotnymi i cieszył się dobrą opinią wśród mieszkańców.

Według szacunków Jerzego Kułakowskiego do tej pory szpitalny oddział ratunkowy przyjął ponad 300 pacjentów, nie mając za to płacone z NFZ.

Głową w mur

- Zabiegaliśmy o rozmowy, proponowaliśmy różne rozwiązania, nikt jednak rozmów z nami nie podjął - mówi Jerzy Kułakowski, zastępca dyrektora szpitala w Sokółce. - Oferowaliśmy nawet negocjacje cenowe z obniżeniem stawki za jednego pacjenta. Również bez skutku.

Brak kontraktu na takie usługi prowadzi do absurdalnych sytuacji. Punkt pogotowia na Piłsudskiego nie ma bowiem zaplecza diagnostycznego.

- Taka opieka ogranicza się tylko do porady lekarskiej, która nie jest poparta żadną diagnostyką. Nie mają podpisanej umowy z żadnym laboratorium, RTG czy USG - tłumaczy Kułakowski.

W praktyce oznacza to tyle, że jeżeli lekarz musi potwierdzić swoje przypuszczenia jakimś badaniem diagnostycznym, wypisuje pacjentowi skierowanie do szpitala.

- To jest absurd, bo trafiają do nas pacjenci, którym wystarczy wykonać morfologię - zaznacza zastępca dyrektora. - Koszt takiego badania jest rzędu kilku złotych i nie ma najmniejszego powodu, żeby takiego pacjenta hospitalizować. Nie możemy jednak przyjmować pacjentów ambulatoryjnie, bo nie mamy kontraktu i nikt nam za to nie zrefunduje.

Chodzi o pieniądze

Taka sytuacja, kiedy na oddziale ratunkowym lekarz musi takiego pacjenta badać raz jeszcze i wykonywać mu badanie diagnostyczne, zmusza szpital do podjęcia zdecydowanych kroków.

- Jeżeli ta sytuacja się nie zmieni, będziemy zmuszeni niestety do dbania o własne koszty i odsyłania pacjentów -  przewiduje Kułakowski.

(MW) Kurier Poranny Sokólski, 2 marca 2005

  Młodzi z Sokółki wyjeżdżają

Około 1000 osób z Sokółki pracuje za granicą. Młodzi ludzie wyjeżdżają i będą wyjeżdżać.

Młodzi stąd uciekają

Kraje zachodnie zamiast Sokółki - mówią młodzi sokółczanie. Brak pracy i perspektyw na lepsze jutro zmusza ich do ucieczki z prowincji.

W Powiatowym Urzędzie Pracy w Sokółce jest zarejestrowanych około 5,5 tysiąca bezrobotnych. W większości są to ludzie młodzi, do 35 roku życia. Choć szukają pracy, wciąż pozostają bezrobotni. A wszystko wskazuje na to, że ich sytuacja niewiele się zmieni w najbliższym czasie.

- Metropolie, które leżą na dużych szlakach komunikacyjnych wciąż się rozrastają - mówi Czesław Sańko, zastępca burmistrza Sokółki. - Takie miasta przyciągają do siebie inwestorów i młodych ludzi. Tam jest większy rynek zbytu i szanse na pracę. Na naszym terenie raczej nie widać większych szans na rozwój. Nie jesteśmy bowiem atrakcyjni dla inwestorów.  

Zachód atrakcyjniejszy

Taka sytuacja zmusza młodych ludzi do wyjazdu z Sokółki. Studenci, którzy wyjeżdżają się uczyć do dużych miast, często już nie wracają. Inni - uciekają za granicę: do Londynu, Niemiec czy Włoch.

- Takie zjawisko istnieje i zapewne będzie się nasilać - przewiduje zastępca burmistrza. - Młodzi wyjeżdżali i będą nadal wyjeżdżać. Za tym niestety idzie to, że w Sokółce rodzi się coraz mniej dzieci i przybywa ludzi starszych.

Tegoroczna maturzystka 19 - letnia Magda, z Sokółką nie wiąże żadnych planów.

- Mam nadzieję dostać się na studia do Poznania - mówi Magda. - Specjalnie wybieram to miasto z nadzieją, że uda mi się tam załapać do jakiejś pracy i zostać. O powrocie do Sokółki nie ma mowy. Tutaj nie czeka na mnie żadna przyszłość. 

Trzeba chcieć

W samej Sokółce jest zaledwie kilka dużych firm, które zatrudniają powyżej stu osób. Większość to małe, najczęściej rodzinne interesy.   

- Nasi przedsiębiorcy w miarę możliwości stwarzają nowe miejsca pracy - podkreśla Sańko.

- Takich przypadków, gdzie firma jednorazowo przyjmuje do pracy co najmniej kilka osób jest niewiele. Najczęściej są to pojedyńcze zatrudnienia - mówi z kolei Bożena Tomaszewska, kierownik działu rynku pracy Powiatowego Urzędu Pracy w Sokółce.

Jednak pomimo złej sytuacji na lokalnym rynku pracy, Czesław Sańko zwraca uwagę na te firmy, które działają w Sokółce, a powstały z niczego.

- Metal - Fach czy Genes są najlepszym dowodem na to, że u nas też można zrobić coś z niczego. Trzeba tylko mieć warunki i pomysł - zaznacza Sańko. - Koszty pracownika są u nas mniejsze, a i   tereny do kupienia są tańsze niż w innych miejscach Polski.

Praca musi być

Burmistrz szacuje, że z Sokółki około 1000 osób pracuje za granicą. Po latach osoby te jednak zazwyczaj wracają w rodzinne strony. 

- Tutaj lokują swój kapitał. Dzięki temu nasze społeczeństwo jest coraz zamożniejsze - stwierdza Sańko. - Widać to po samochodach czy po nowych domach, których w Sokółce wciąż przybywa.

Jednak to nie rozwiązuje problemu bezrobocia. Odwleka go jedynie w czasie.

Jedyne rozwiązanie

- Co z tego, że ja bym pojechał i zarobił za granicą pieniądze - zastanawia się 27 - letni Paweł Rećko. - Kupiłbym sobie samochód a nawet mieszkanie. Ale co dalej? Znów na zachód? Pieniądze szybko się rozchodzą, jeśli się do nich nie dokłada nowych. Przyjazd niczego nie zmienia, jeśli wciąż nie miałbym pracy. Praca jest najważniejsza. Gdybym miał tutaj, w Sokółce możliwość pracy i godziwego zarobku, nawet nie pomyślałbym o wyjeździe za granicę. A tak? To jedyne rozwiązanie. Przynajmniej teraz, dopóki coś się u nas nie zmieni.

(MW) Kurier Poranny Sokólski, 2 marca 2005

 

 



Administrator: Radosław Onoszko © 2000-2005 wszelkie prawa zastrzeżone - site copyrights by Urząd Miejski w Sokółce

Do przeglądania serwisu polecamy Microsoft Internet Explorer 5.0 lub nowszy, strona kodowa: ISO-8859-2