|
Targowica
bez targowiska |
|
Prywatę,
zabieranie terenów wbrew woli ich właścicieli, brak logiki przy
planowaniu niektórych rozwiązań architektonicznych - takie
zarzuty do burmistrza Sokółki oraz projektantów nowego planu
zagospodarowania mieli członkowie sokólskiej Rady Miejskiej, którzy
spotkali się we wtorek wieczorem na wspólnym posiedzeniu
wszystkich komisji.
Podczas
spotkania radni dowiedzieli się, jakie wnioski dotyczące
projektu planu zostały przez burmistrza przyjęte, a jakie nie
doczekały się uwzględnienia. Pierwszych było 15, natomiast
drugich - 31. Wyjaśnień udzielała radnym Barbara Kurdybelska,
jedna z osób odpowiedzialnych za opracowywanie planu.
Cmentarz
obok agroturystyki
Okazało się, że wśród nieuwzględnionych wniosków znalazł
się protest przeciwko lokalizacji nowego cmentarza w Kuryłach.
Jeden z mieszkańców tej miejscowości prowadzi działalność
agroturystyczną. Według niego, proponowane usytuowanie cmentarza
zakłóci funkcjonowanie gospodarstwa. Innego zdania była Barbara
Kurdybelska.
- Zachodnia granica projektowanego cmentarza znajduje się w odległości
150-170 m od istniejących budynków mieszkalnych.
Zagospodarowanie nekropolii będzie trwało latami, a w pobliże
budynków dojdzie za kilkadziesiąt lat - stwierdziła projektant.
Radny Antoni Cydzik zwrócił uwagę, że nawet właściciel
terenu, gdzie miałby powstać cmentarz, nie wyraża na to zgody.
- Ten człowiek kupił tam działkę z przeznaczeniem na działalność
gospodarczą. Tymczasem w naszej gminie panują takie metody,
jakich nawet za stalinowskich czasów nie stosowano. Ludziom siłą
chce się grunty pozabierać - zauważył Antoni Cydzik.
Podkreślił on również, że strony zainteresowane nic nie
wiedziały o wspólnym posiedzeniu komisji, na którym radni mieli
się zapoznać z nieuwzględnionymi wnioskami.
- Burmistrz rozpatrywał wnioski w zależności od humoru, a
przecież do pewnych spraw trzeba podchodzić po ludzku. Jak kiedyś
ktoś był w opozycji do pana burmistrza, to teraz za karę uwag
mu się nie uwzględnia. Czas już skończyć z tą prywatą w
naszej gminie - dodał Cydzik.
Pętla
do zakręcania
Głos zabrał również Antoni Dziewiątkowski, przedsiębiorca z
Sokółki.
- Proponowany w planie przebieg obwodnicy jest zaprojektowany w
ten sposób, że droga ta omija moją działkę, na której od lat
prowadzę działalność gospodarczą. Protestowałem, ale
burmistrz rozpatrzył mój wniosek negatywnie. Wychodzi na to, że
do mojego sklepu dojadą tylko ci, którzy jakimś trafem przez
Kuryły zakręcą się na pętli drogowej. Natomiast gdyby ktoś z
podróżujących zechciał siku, to będzie musiał aż do Kuźnicy
walić, bo Sokółka z boku zostanie. Chciałem zrobić budynek
wizytowy dla naszego miasta i zapewniać ludziom coraz to nowe
miejsca pracy. Apeluję do radnych, którzy niebawem podejmą
decyzję odnośnie zatwierdzenia planu i wszystkich zgłoszonych
wniosków, aby walczyli o miejsca pracy. W najgorszym razie
pozostanie mi tylko wystąpić do gminy o odszkodowanie z racji
poniesionych strat - mówił Dziewiątkowski.
Niektóre wnioski nie zostały uwzględnione, ponieważ - według
tłumaczenia Barbary Kurdybelskiej - nie zawierały numerów działek.
- W takim przypadku pani obowiązkiem było zadzwonić do tych osób
i uzupełnić potrzebne dane. Za to pani bierze pieniądze.
Nawiasem mówiąc, całkiem spore pieniądze - stwierdził radny
Cydzik.
Na pytanie radnych, czy gdyby odrzucone wnioski zawierały numery
działek, zostałyby wówczas rozpatrzone pozytywnie, Kurdybelska
odpowiedziała, że nie wie, bo ”decyzję podejmuje
burmistrz”.
Po
cichu i bez echa
Radny Andrzej Garbuz poruszył kwestię zmiany lokalizacji nowego
kościoła. Pierwotnie miał on się znaleźć na mniejszym placu
bazaru przy ul. Targowej.
- Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, że nieoczekiwanie ta
lokalizacja została zmieniona. Teraz kościół ma już stać na
większym placu targowicy. Zmianę wprowadzono po cichu i bez
echa. Na jakiej podstawie? - chciał wiedzieć radny Andrzej
Garbuz.
- Wprost przeciwnie, bo przeszło to głośno. Decyzja zapadła po
dyskusji publicznej nad planem. Rada parafialna i proboszcz nowej
parafii złożyli taki wniosek i projektanci nanieśli poprawki na
planie - wyjaśnił burmistrz Stanisław Kozłowski.
Zdaniem Andrzeja Garbuza, po zatwierdzeniu planu może okazać się,
że miasto nie będzie miało targowicy.
- Obudzimy się z ręką w nocniku. Burmistrz publicznie zapewniał,
że kościół będzie stał na małej targowicy. Nasze miasto i
cała gmina potrzebuje miejsca, gdzie ludzie mogliby handlować.
Przecież z targowicy co poniedziałek korzysta mnóstwo osób -
podkreślił radny Garbuz.
Burmistrz Stanisław Kozłowski nie widział tutaj żadnego
problemu.
- Nie płaczmy tak nad targowicą. Na dzień dzisiejszy do gminy
wpłynęły dwa zgłoszenia odnośnie urządzenia nowego placu
targowego. Jedno zgłoszenie należy do Agrino, a drugie - do GS.
Decyzję podejmą radni - powiedział burmistrz Kozłowski.
Głosowanie nad projektem nowego planu zagospodarowania
przestrzennego Sokółki odbędzie się podczas sesji Rady
Miejskiej 31 marca br. Początek obrad o godz. 10 w sali
konferencyjnej Urzędu Miejskiego.
(db)
Gazeta Współczesna, 23 marca 2005
|
|
Niech
się szkoła martwi |
|
Kilkaset
metrów sześciennych ziemi wywieziono z placu budowy hali
sportowej w Sokółce. Wszystko po to, aby posadzka nowego obiektu
była na tym samym poziomie co parter połączonego z nim Zespołu
Szkół. Teraz widać, że część hali znalazła się prawie dwa
metry pod powierzchnią ziemi. Obiekt może być systematycznie
podtapiany.
– Po co za życia tak się pchać do tej ziemi? Cały świat
rośnie do góry, a my jak te krety w piasek się wkopujemy
– zauważył sokółczanin, który mieszka obok powstającego
obiektu sportowego przy ul. Mickiewicza.
Inwestorem
hali jest Zarząd Powiatu Sokólskiego. Na etapie projektowania
rolę tę pełnił Jan Firs, dyrektor Zespołu Szkół w Sokółce.
– Właśnie dyrektor chciał, żeby poziom posadzki w hali i
na parterze szkoły był taki sam – powiedział Franciszek
Budrowski, starosta sokólski.
Zdaniem Jana Firsa, takie założenie przyjęli architekci, którzy
opracowywali projekt inwestycji.
– Nowy obiekt powstaje na placu między szkołą a
internatem. Na krótkim odcinku występuje tutaj duża różnica
poziomów. Sięga ona nawet dwóch metrów. Właśnie dlatego z
jednej strony fundament hali jest ponad powierzchnią ziemi, a z
drugiej został wkopany w ziemię – powiedział dyrektor Jan
Firs.
Komisja przetargowa, w której zasiadali m.in. przedstawiciele sokólskiego
starostwa, do realizacji projektu wybrała firmę
”Miastoprojekt – Białystok”.
– Musieliśmy dostosować plan do wymagań, jakie postawiło
nam starostwo. Najważniejszą przesłanką było zachowanie równych
poziomów posadzki w szkole i hali, która łączy się z
budynkiem oświatowym za pomocą łącznika. Nie widzę żadnego
problemu w tym, że budynek jest wkopany w ziemię. XXI wiek
dostarcza nam tak wiele rozwiązań konstrukcyjnych, że nie
powinniśmy się martwić możliwością wystąpienia podtopień
obiektu. W Europie Zachodniej panuje wręcz tendencja zakopywania
hal sportowych w ziemi, aby nie były one obiektami dominującymi
nad otoczeniem – wyjaśnił Lech Ryszawa, architekt
”Miastoprojektu – Białystok”, który
przygotowywał dokumentację sokólskiej hali.
Inaczej tę kwestię widzi Andrzej Gieniusz, właściciel firmy
”GENO” z Sokółki, która jest wykonawcą obiektu.
– Nie żyjemy w Europie Zachodniej, tylko w Sokółce.
Problem w tym, że ulica, przy której powstaje hala, nie ma
kanalizacji deszczowej. Projektant uwzględnił urządzenia
odwadniające, jednak ostatnia zima pokazała, że są one
niewystarczające. Praktycznie przez cały czas moi ludzie musieli
odprowadzać wodę spod budynku. Niedługo zakończymy budowę i
niech tym wszystkim martwi się użytkownik, czyli szkoła –
powiedział Andrzej Gieniusz.
Jego zdaniem, nie byłoby żadnego problemu, gdyby w niektórych
miejscach podniesiono poziom budynku o pół metra.
– ”GENO” budowało kilka hal sportowych, ale
nigdy nie mieliśmy do czynienia z obiektem, który byłby
zakopany w ziemi. Uważam, że został popełniony błąd przy
projektowaniu tej hali. Po większych opadach użytkownik obiektu
może mieć poważny kłopot – dodał właściciel sokólskiej
firmy budowlanej.
Natomiast starosta Franciszek Budrowski stwierdził, że nic nie
wie o rzekomych kłopotach z wodą.
– Pierwsze o tym słyszę. Dziwi mnie, że dowiaduję się
takich rzeczy od ”Współczesnej”, a nie od pana
Gieniusza. Może to on coś zrobił nie tak jak należy. Kiedy
faktycznie wystąpią problemy z nadmiarem wody, wtedy wystąpimy
do burmistrza Sokółki, żeby wspólnie wykonać kanalizację
deszczową przy ul. Mickiewicza, gdzie powstaje hala –
poinformował Franciszek Budrowski.
Dyrektor Zespołu Szkół powiedział, że ”być może
trzeba było trochę zróżnicować poziomy posadzki w
hali”.
– Wszystko nadzorowały jednak osoby z powiatu z
uprawnieniami i zmysłem architektonicznym, więc nie powinno tu
być żadnych błędów. W tej chwili nie mogę nic powiedzieć o
jakości hali, bo jeszcze jej nie użytkujemy. Mam nadzieję, że
nastąpi to już w maju br. – stwierdził dyrektor Firs.
– Według mnie, hala prezentuje się ładnie. Nie powinno też
być problemów z działaniem systemu odwadniającego –
powiedziała Katarzyna Nowak, kierownik Wydziału Oświaty,
Kultury i Sportu Starostwa Powiatowego w Sokółce, która pełni
funkcję osoby nadzorującej budowę hali z ramienia powiatu.
O opinię na temat tego obiektu poprosiliśmy sokólskiego
architekta.
– Ktoś miał chyba za dużo fantazji, żeby zaprojektować
coś podobnego. Niezbyt ciekawie to wygląda. Przy wejściu do
hali nie ma nawet pochylni, więc woda nie będzie miała problemu
z dostaniem się do środka – podkreślił specjalista.
(db)
Gazeta Współczesna, 21 marca 2005
|
|
Jajko
dla grajka |
|
|
”Żeby
wam się mnożyło, darzyło i w oborze i w komorze, w każdym
kątku po dzieciątku, a na piecu sześć” - śpiewali
muzykanci, którzy podczas świąt Wielkiej Nocy odwiedzali
domy w podsokólskich wsiach. Za życzenia dostawali kiełbasę
i co najmniej ćwierć kopy jaj.
<<<
Przed Wielkanocą gospodynie przygotowywały po kilkanaście
babek. - Do ich pieczenia nadawały się znakomicie piece
chlebowe. Wyciągnięte z nich baby miały imponującą
wysokość - mówią (od lewej): Anna Konik, Eulalia Szorc i
Jadwiga Łopatecka Fot : D.Biziuk |
Na
kilka dni przed Wielkanocą w Izbie Regionalnej w Janowszczyźnie
koło Sokółki przypomina się dawne świąteczne zwyczaje.
- Kiedyś ludzie bardziej przygotowywali się do tych najważniejszych
dla katolików świąt. Cały post mięsa się nie jadło. Przez
te 40 dni trzeba było jak najwięcej jajek nazbierać, żeby ich
w Wielkanoc nie zabrakło - opowiada Anna Konik z Podkamionki.
Aby przeznaczone na święta jaja zachowały świeżość,
zakopywano je w... popiele.
- Samych pisanek malowało się co najmniej 30. Najpopularniejszym
barwnikiem był cebulnik, czyli wywar z cebulowych
”koszulek”. Niektórzy robili pisanki za pomocą
wosku, a jeszcze inni ograniczali się tylko do odgotowania jajek
- mówi Jadwiga Łopatecka z Podkamionki.
O zbliżających się świętach przypominały zerwane odpowiednio
wcześniej wierzbowe gałązki, które ustawiano w widocznym
miejscu. Dzień przed Kwietną Niedzielą przygotowywano z nich
palmy.
- Wstyd było święcić w kościele palmę przybraną
plastikowymi kwiatkami. Wszystko musiało być naturalne. Sama
zawsze chodziłam przed Kwietną Niedzielą do lasu w poszukiwaniu
widłaka, rokitnika i bazi. Ten rok jest wyjątkowo zimny i śnieżny,
więc musiałam zaniechać podobnej wędrówki. Kilka dni temu żeby
wierzbę zerwać, brnęłam w śniegu po kolana. Ale gałązki na
palmę mam - dodaje Eulalia Szorc z Moczalni Starej.
W Palmową Niedzielę taką wierzbą sprawiano niektórym tęgie
lanie. Przy tej okazji recytowano wierszyk: ”wierzba bije,
nie zabije, nie połamie kości, za tydzień - wielki dzień, za
sześć noc - Wielka Noc”.
Na nadejście Wielkiej Soboty czekały głównie dzieci. Właśnie
one wybierały się tego dnia ze święconką do kościoła.
- Jak byłam mała, to musieliśmy z Janowszczyzny do sokólskiego
kościoła chodzić, bo u nas ksiądz pokarmów nie święcił. 12
kilometrów do przejścia było w jedną stronę. Raz w drodze
powrotnej, tak nam się jeść zechciało, że prawie całą święconkę
żeśmy zjedli - wspomina Anna Konik.
Nazajutrz wyjeżdżało się na mszę rezurekcyjną już o
godzinie czwartej rano.
- Samochodów nie było, to ciekawie ta podróż wyglądała.
Ludzie specjalnie szykowali furmanki. Obowiązkowo wyściełali je
dywanami. Cały rząd tych pojazdów po szosie w kierunku Sokółki
jechał. A każdy każdego oglądał. Plotkowało się też trochę
o strojach - przyznaje Jadwiga Łopatecka.
Po rezurekcji urządzano wyścigi pojazdów. Który gospodarz wrócił
pierwszy do wsi, mógł liczyć na udane zbiory i dostatek w
nadchodzącym roku.
- Pod koniec pierwszego dnia świąt zaczynało się chodzenie po
tzw. ”hałokanie”. Chłopcy i mężczyźni wędrowali
po wsi ze śpiewem i życzeniami. Gospodarze płacili im kiełbasą,
a także jajkami. Następnego dnia dary wędrowały na wspólny
biesiadny stół - mówi Helena Kundzicz z Sokółki.
Drugi dzień Wielkanocy był zarezerwowany na obdarowywanie chrześniaków
włóczennem.
- Odwiedzało się rodziców chrzestnych. Trzeba było mieć ze
sobą węzełek, a w nim kawałek drożdżówki. Ciasto zostawało
w odwiedzanym domu, a na jego miejsce chrzestni wkładali do węzełka
pisanki, pieróg, a czasami nawet cukierki - mówi Jan Ancypo z
Janowszczyzny.
Chodzenie po włóczenne było przeważnie zakłócane przez
zwolenników śmigusa - dyngusa.
- Woda lała się strumieniami. Pilnowano szczególnie tego, żeby
oblać wszystkie mieszkające we wsi panny, co miało zagwarantować,
że wkrótce zmienią stan cywilny - dodaje sokółczanka Helena
Kundzicz.
(db)
Gazeta Współczesna, 20 marca 2005
|
|
Marzenia
o mundurze |
|
Łagodzą
obyczaje, są dokładne, dbają o terminowość załatwianych
spraw – tak o swoich koleżankach-policjantkach mówią
panowie z Komendy Powiatowej Policji w Sokółce. Z roku na rok
coraz więcej kobiet interesuje się możliwością podjęcia
pracy w tej placówce.
W
ciągu ostatnich dwóch lat do sokólskiej KPP wpłynęło 55 podań
od kobiet, które chciałyby zostać policjantkami. Przez dwa
miesiące 2005 roku taką chęć zadeklarowały już cztery panie.
– Obecnie nasza placówka dysponuje 141 etatami policyjnymi.
Aktualnie dziesięć z nich zajmują kobiety – powiedział
nadkom. Wiesław Małachwiej, zastępca komendanta KPP w Sokółce.
On sam zaczynał swoją pracę w 1990 roku. Wtedy panie mogły
liczyć na zatrudnienie jedynie w kadrach. Pierwsza policjantka
pojawiła się w Sokółce w 1991 roku.
– Według mnie, kobieta potrafi odnaleźć się w tym
zawodzie. W policji są stanowiska, na jakich panie sprawdzają się
doskonale. Chodzi mi przede wszystkim o pracę w sekcji
kryminalnej przy prowadzeniu postępowań przygotowawczych. Mam też
na myśli zespół d/s nieletnich i zespół d/s wykroczeń.
Kobiety są także nadzwyczaj skuteczne w sekcji ruchu drogowego.
Kierowcy lepiej zapamiętują mandat wypisany przez policjantkę
niż przez policjanta. Panowie sądzą chyba, że to wielki wstyd,
kiedy reprymendy udzieli im kobieta w mundurze – dodał
komendant Małachwiej.
Są jednak stanowiska, które wymagają od zajmujących je ludzi
większej sprawności i siły fizycznej niż ta, którą może
wykazać się kobieta.
– Należy do nich m.in. policyjny pluton
patrolowo-interwencyjny. Jego zadaniem jest chociażby
zatrzymywanie sprawców przestępstw. Niejednokrotnie znajdują się
oni w stanie nietrzeźwym, wykazują dużą agresję. W takiej
sytuacji kobieta ma mniejsze szanse w konfrontacji z podobnym
osobnikiem – poinformował komendant.
Nadkom. Małachwiej przyznał, że należy do zwolenników
przyjmowania kobiet w policyjne szeregi. Powód jest prosty
– panie łagodzą obyczaje zarówno wśród petentów, jak i
samych policjantów.
Szukające zatrudnienia w policji kobiety można podzielić na
dwie grupy wiekowe. Pierwsze zgłaszają się z podaniami zaraz po
zakończeniu edukacji w szkole średniej, natomiast pozostałe to
panie przed 30-stym rokiem życia. Trzeba dodać, że maksymalny
wiek kandydatów do pracy w policji nie może przekroczyć 35 lat.
– Kiedyś panowało przekonanie, że zawód policjanta jest
zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn. Na szczęście ta
tendencja się zmienia. W ciągu pięciu ostatnich lat przyjęliśmy
do służby dziesięciu mężczyzn i pięć pań. Panowie starają
się o tę posadę ze względu na ogólny brak pracy. Jeżeli
chodzi o kobiety, to chcą one realizować w tym zawodzie swoje
marzenia – powiedział kom. Andrzej Głódź, specjalista
zespołu prezydialnego kadr i szkolenia KPP w Sokółce.
Praktycznie każdego dnia do sokólskiej placówki wpływa jedno
podanie.
– Nabór trwa przez cały rok. Na kandydatów czekają testy
sprawnościowe i psychologiczne. Ćwiczenia fizyczne, które muszą
wykonać kobiety, różnią się nieco od tych, jakie przewidziano
dla mężczyzn – wyjaśnił kom. Andrzej Głódź.
Świeżo przyjęty do pracy policjant zarabia ”na rękę”
1010 złotych.
(db)
Gazeta Współczesna, 16 marca 2005
|
|
Urzędnik
ponad biznesmenem ? |
|
Kiedyś
mieliśmy rozwój, teraz jest jego schyłek, a niedługo wszyscy
do Anglii wyemigrują – tak sokólską przedsiębiorczość
charakteryzują miejscowi biznesmeni. Inaczej sprawę widzi
burmistrz miasta.
Ubiegłoroczny
folder promocyjny Sokółki podaje, że w mieście i gminie
zarejestrowanych jest blisko 2 tys. podmiotów gospodarczych.
– Jesteśmy przyjaźni wszystkim inwestorom i przedsiębiorcom.
Mamy jedne z najniższych stawek podatku od nieruchomości w skali
kraju. Do spraw każdego przedsiębiorcy podchodzimy w sposób
indywidualny. Zdarza się, że na wnioski niektórych z nich
odraczamy terminy płatności należnego podatku. Gmina zachęca
też do rozwoju w inny sposób. Otóż ponad rok temu radni przyjęli
uchwałę o możliwości zwolnienia z płacenia podatku od
nieruchomości nawet do pięciu lat – powiedział burmistrz
Stanisław Kozłowski.
Dodał również, że wśród lokalnych biznesmenów są tacy, którzy
ograniczają się do narzekań na gminę.
– Powinni oni zmienić swoje nastawienie do całego świata
– stwierdził burmistrz.
Za
Sokółką już tylko Kuźnica
Według Dariusza Zielenkiewicza, przedstawiciela dużej hurtowni
spożywczej w Białymstoku, sokólska przedsiębiorczość ma się
źle.
– Odwiedzam wiele miejsc w naszym regionie, więc orientuję
się w realiach. Generalnie większość właścicieli sklepów
narzeka, jednak w Sokółce ten problem jest większy niż gdzie
indziej. Może tylko Kuźnica Białostocka ma jeszcze gorzej od
was. Ponad 50 proc. sokólskich sklepów boryka się z kłopotami
finansowymi, a nasz największy dłużnik z tego miasta ma do opłacenia
100 tys. zł – poinformował Dariusz Zielenkiewicz.
Większość lokalnych przedsiębiorców, z którymi rozmawialiśmy,
nie chciała ujawniać swoich danych.
– Wiadomo, że urzędnik zawsze stoi wyżej od biznesmena.
Taki ktoś może nam zaszkodzić – wyjaśnili właściciele
firm z Sokółki.
Ich zdaniem, przedsiębiorczość w Sokółce jest dziedziną, która
kompletnie nie interesuje lokalnych władz.
– Chętnie odpowiedzielibyśmy na inicjatywę sprawujących
rządy w naszym mieście. Bo inicjatywa powinna przecież wyjść
od władzy. Chcemy się spotykać i rozmawiać, ale druga strona
tego nie rozumie. Dla przedsiębiorców podatki, jakie by nie były,
zawsze są za wysokie. Problem tkwi w tym, że władza nam nie
pomaga. Osobiście przyzwyczaiłem się do takiego traktowania
– przyznał jeden z przedsiębiorców.
Pustki
w centrum
Antoni Cydzik, właściciel sklepu w Sokółce, zajął się
biznesem, kiedy miał 20 lat. Teraz skończył 44 i twierdzi, że
najchętniej w ciągu godziny sprzedałby cały towar, żeby tylko
”mieć święty spokój”.
– Zaczynałem jako fotograf, potem wyjechałem do Stanów.
Zarobiłem trochę pieniędzy. Po powrocie do Sokółki założyłem
firmę przemysłowo-handlowo-usługową. Sklep prowadzę od
minionego roku. Tylko dlatego nie mam długów, bo jeszcze za krótko
tkwię w tym biznesie. Jest ciężko – przyznał Cydzik.
Jego zdaniem, Sokółka jest gminą, gdzie tępi się przedsiębiorców.
– Prywatnie bardzo lubię naszego burmistrza. Mam natomiast
zastrzeżenie co do prowadzonej przez niego polityki wobec właścicieli
lokalnych firm. U nas lansuje się ludzi z zewnątrz, a nie
rodzimych przedsiębiorców. Rozwijają się tylko ci, którzy mają
układ z władzą – dodaje właściciel sklepu.
Konsekwencją takiego traktowania, według Cydzika, są coraz
liczniejsze przypadki zamykania sklepów w centrum Sokółki.
– Ludzie bankrutują, a centrum miasta świeci pustkami
– powiedział Antoni Cydzik.
Przyszedł
na ściernisko
Zainwestowania pieniędzy w Sokółce żałuje także inny
mieszkaniec tego miasta – Antoni Dziewiątkowski. W 1996
roku otworzył sklep na działce przy drodze do Białegostoku.
– Ubiegałem się o uzyskanie koncesji na sprzedaż
alkoholu. Kolejne podania, jakie składałem do gminy, na nic się
zdały. Doszło do tego, że napisałem do Samorządowego Kolegium
Odwoławczego w Białymstoku. Ten organ nakazał burmistrzowi
rozpatrzyć moją sprawę ponownie, a on... rozpatrzył ją tak
samo, jak poprzednio, czyli negatywnie. Doszło do tego, że
wyjechałem za granicę, bo nie miałem z czego żyć. Pod moją
nieobecność żona wycofała wszystkie nasze podania z gminy i
wtedy dopiero dostaliśmy koncesję – przypomniał Antoni
Dziewiątkowski.
To jednak nie był koniec jego kłopotów.
– Rok temu usłyszałem w kościele, że w bezpośrednim sąsiedztwie
mojej działki, gdzie oprócz sklepu prowadzę usługi
gastronomiczne, ma powstać cmentarz. Okazało się, że wskazując
taką lokalizację postąpiono wbrew wszelkim przepisom. Przypomnę,
że obok działa też duża chłodnia, co jeszcze bardziej
udowadnia absurdalność takiej lokalizacji – stwierdził
Dziewiątkowski.
Przedsiębiorca zaczął interweniować w gminie.
– Ostatecznie zrezygnowano z tej lokalizacji. Teraz muszę
zmierzyć się z problemem obwodnicy, która ma przebiegać w taki
sposób, że podróżujący nie będą mieli możliwości dostania
się do mojego sklepu. Kupiłem działkę na ściernisku, bo myślałem,
że zrobię tutaj San Francisco. I niech ktoś mi teraz powie, że
gmina Sokółka sprzyja przedsiębiorcom – dodał Antoni
Dziewiątkowski.
(db)
Gazeta Współczesna, 15 marca 2005
|
|
Dla
poezji się poświęcą |
|
Dziewięć
osób zdecydowało się wystartować w miejskich eliminacjach 50.
Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, jakie zorganizowano
wczoraj w Sokólskim Ośrodku Kultury.
Ta
edycja konkursu została zadedykowana Adamowi Mickiewiczowi, z
racji tego, że 2005 rok ogłoszono rokiem wieszcza. Organizatorem
przedsięwzięcia jest Towarzystwo Kultury Teatralnej.
Uczestnicy wczorajszych eliminacji recytowali nie tylko
mickiewiczowskie utwory. Pojawiły się też m.in. wiersze
Przybosia, Szymborskiej oraz znanych sokólskich poetów –
Leonardy Szubzdy i Sylwii Chorąży. Oprócz poezji młodzież
musiała również przygotować fragmenty prozy.
Eliminacje wygrały Judyta Jackiewicz oraz Marta Apanowicz z sokólskiego
LO.
– W tym roku zdaję maturę, więc nie mam zbyt wiele
wolnego czasu. Jednak dla poezji trzeba się poświęcić. Już od
czwartej klasy podstawówki uczestniczę w różnych konkursach
poetyckich. Mogę powiedzieć, że weszło mi to w krew. Przyszłam
tutaj, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony –
powiedziała Judyta Jackiewicz.
Maturzystka rozważała możliwość rozpoczęcia studiów w
szkole teatralnej.
– Uwielbiam teatr, jednak ostatnio zaczęłam mieć wątpliwości,
czy właśnie tak powinna wyglądać moja droga życiowa. Chyba
muszę zdobyć bardziej konkretny zawód. O teatrze też nie
zamierzam zapominać – przyznała Judyta.
Podczas wczorajszych eliminacji zaprezentowała ona wiersz
Leonardy Szubzdy ”Dalej niż daleko” oraz fragment
prozy nieznanego autora pt. ”Cudzołożnica w świątyni”.
– Uważam, że wiersze pani Leonardy są świetne. Dlatego
zdecydowałam się zaczerpnąć z twórczości tej poetki. Jeszcze
nie wiem, czy na eliminacjach wojewódzkich zaprezentuję te same
utwory. Wiem jedno: tam również dam z siebie wszystko –
dodała sokólska licealistka.
Konkurs wojewódzki odbędzie się 16 kwietnia w białostockich
”Spodkach”.
(db)
Gazeta Współczesna, 9 marca 2005
|
|
Chusta
warta pół krowy |
|
Od września
minionego roku muzeum w Sokółce odwiedziło ok. 1500 osób.
Wyremontowany obiekt cieszy się coraz większym zainteresowaniem
nie tylko wśród sokółczan.
– Ci, którzy wędrują
przebiegającym przez Sokółkę Szlakiem Tatarskim, obowiązkowo
zaglądają do naszego muzeum. W tym miejscu mamy poświęcony
Tatarom dział, który dostarcza turystom podstawowych informacji
o historii osadnictwa wyznawców islamu – powiedziała Iwona
Wiśniewska, pracownik sokólskiego muzeum.
Najliczniejsza grupę zwiedzających stanowią uczniowie szkół z
powiatu sokólskiego. Sporo jest też przedszkolaków. Ci ostatni
najlepiej czują się w Dziale Etnograficznym i Dziale Ginących
Zawodów. Starsi sokółczanie najchętniej zaglądają natomiast
do Działu Historycznego. W ostatnich miesiącach muzeum gościło
również turystów z Hiszpanii, Włoch, Kanady i Australii.
Od jesieni ubiegłego roku, kiedy po kilkumiesięcznym remoncie
obiekt został ponownie udostępniony zwiedzającym, placówka
wzbogaciła się o blisko 90 nowych eksponatów.
– Ofiarodawcami są przeważnie mieszkańcy Sokółki.
Ostatnio starszy mężczyzna przyniósł minerał mikę, który
został wydobyty z kopalni w Śludziance nad jeziorem Bajkał,
gdzie trafił jego ojciec podczas służby w wojsku carskim. Większość
eksponatów wywodzi się jednak z Ziemi Sokólskiej –
poinformowała Iwona Wiśniewska.
Należą do nich m.in. czesane warkocze lnu, drewniane dzieże do
wyrobu chlebowego ciasta, ława zwana szlabanem, stara zastawa
kuchenna.
– Jedna pani zdecydowała się przekazać nam w darze
wspaniałą wełnianą chustę. Przed wojną to cacko kosztowało...
pół krowy. Muzeum otrzymało też pamiętające czasy okupacji
radio. Odbiornik służył do zdobywania prawdziwych informacji o
wydarzeniach z różnych frontów II wojny światowej. Usłyszane
wiadomości były następnie rozpowszechnianie za pomocą ulotek
– dodała pracownica muzeum.
W Dziale Tatarskim umieszczono gablotę poświęconą Dżennet Dżabagi-Skibniewskiej,
mieszkance Gdyni, która pomagała przy tworzeniu ekspozycji.
– To bardzo ciekawa postać. Dżennet była wnuczką sokólskiego
notariusza Lucjana Bojraszewskiego. Uczestniczyła w obronie
Wybrzeża we wrześniu 1939 roku. Zmarła w Inguszetii 13 lat temu
– powiedziała Iwona Wiśniewska.
Jesienią br. zwiedzający zobaczą nowy wystrój Działu
Historycznego.
– Chcemy, żeby znalazło się tam więcej informacji o
mieszkańcach, którzy tworzyli lokalną historię. Wcześniej
– bo już w czerwcu – zorganizujemy wystawę
fotograficzną poświęconą miejscowym nekropoliom – dodała
Wiśniewska.
Wystawa to część projektu, do którego przystąpiło muzeum w
Sokółce. Wspólnie z historykami-amatorami i młodzieżą szkolną
realizuje ono program pt. ”Sokólskie nekropolie –
zabytkami czterech kultur”. Projekt finansowany jest ze środków
”Działaj lokalnie IV” Polsko-Amerykańskiej Fundacji
Wolności, a pilotują go Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce
razem z Sokólskim Funduszem Lokalnym.
(db)
Gazeta Współczesna, 8 marca 2005
|
|
Szlaban na
traktory |
|
Ponad
dwie godziny sokólscy radni dyskutowali wczoraj nad projektem
uchwały w sprawie kierunków zagospodarowania przestrzennego. Po
przedstawieniu argumentów ”za” i
”przeciw” zdecydowali się... przyjąć dokument bez
żadnych poprawek.
–
Wkrótce radni będą głosowali nad nowym planem zagospodarowania
przestrzennego naszego miasta i gminy. Ponieważ musi istnieć
zgodność planu ze studium, zatem na dzisiejszej sesji
przewidziane jest wprowadzenie pewnych zmian do tego drugiego
dokumentu. Przypominam, ze poprzednie studium sokólska Rada
Miejska uchwaliła w 1999 roku – powiedział Marek Paruk,
kierownik Wydziału Gospodarki Przestrzennej i Komunalnej Urzędu
Miejskiego w Sokółce.
Zmiany, jakie radni mieli wprowadzić dotyczyły m.in. usytuowania
nowego cmentarza obok wsi Kuryły. Właśnie ta kwestia, a także
rozwiązania komunikacyjne na planowanej obwodnicy Sokółki,
wzbudziły wśród uczestników sesji najwięcej wątpliwości.
Z Gieniusz nie dojedziesz
– W tej chwili wcale mnie ta obwodnica nie zadowala. Okazało
się bowiem, że przez nią pół gminy może zostać odcięte od
miasta. Kiedy mieszkaniec Lipiny będzie chciał pojechać do Białegostoku,
wtedy zacznie swoją podróż od cofnięcia się o kilka kilometrów
do Janowszczyzny. Dopiero stamtąd autobus zabierze go tam, gdzie
zamierzał się dostać. Z kolei ja, podobnie jak pozostali
mieszkańcy Gieniusz nie dostaniemy się do Sokółki ani
traktorem ani koniem, bo tego typu pojazdy nie mają wstępu na
obwodówkę. Przykro mi bardzo, ale nie rozumiem tego planu
– przyznał radny Waldemar Gieniusz z Gieniusz.
Kierownik Paruk wyjaśnił, że obwodnica Sokółki nie będzie
budowana dla mieszkańców miasta, tylko w ramach rozbudowy drogi
ekspresowej nr 19.
– Chcemy mieć obwodnicę, ale mnóstwo wątpliwości trzeba
jeszcze wyjaśnić. Właśnie teraz jest właściwy czas na
wszelkie wyjaśnienia – stwierdził radny Marian Lisowski.
Jego pogląd podzielił radny Jan Zabłudowski, według którego
”żadna uchwała nie może być podjęta na zasadzie
domniemań i przypuszczeń”.
Niewiedza z braku zainteresowania
Do dyskusji włączył się Jerzy Talaga, architekt opracowujący
nowy plan zagospodarowania przestrzennego miasta i gminy Sokółka.
– Niestety, ale wszystkie poruszane przez radnych kwestie
wynikają z ich niewiedzy. Ta z kolei jest skutkiem braku
zainteresowania pracami związanymi z przygotowaniem planu
zagospodarowania Sokółki. Dziwię się takiemu podejściu do całej
sprawy. Studium to jest schemat. Natomiast obwodnica to cała sieć
dróg ze zjazdami, wjazdami i innymi rozwiązaniami. Jesteście
niedoinformowani – podsumował architekt.
Miasto wśród cmentarzy
Okazało się, że z zaproponowaną przez architektów lokalizacją
cmentarza nowej parafii nie zgadzają się mieszkańcy Kurył. Właśnie
koło tej wsi miałaby powstać nekropolia.
– Z naszego punktu widzenia nie jest to dobre rozwiązanie.
Cmentarz oddzielałoby od gospodarstw i ujęć wody mniej niż 150
metrów. Wymagane odległości nie zostałyby zatem zachowane.
Warto się może zastanowić nad inną lokalizacją nekropolii.
Przecież mamy duży cmentarz na Osiedlu Zielonym. Niech radni
pamiętają, że za kilka lat nie będzie już miejsca na obecnej
nekropolii parafii św. Antoniego. Może zatem trzeba pomyśleć o
urządzeniu dużego, nowoczesnego cmentarza tam, gdzie nie wzbudzi
on protestów – powiedział Eugeniusz Wiśniewski z Kurył.
Jego zdaniem, jeżeli gmina będzie co kilka lat wyznaczała teren
pod kolejne małe nekropolie, wtedy Sokółka stanie się miastem
wśród cmentarzy.
Radny Antoni Cydzik zaproponował, aby nowe miejsce pochówku
zlokalizować na ulicy Witosa lub koło Bogusz.
– Od 1986 roku tereny przy ul. Witosa faktycznie są
przeznaczone pod cmentarz – poinformował burmistrz Stanisław
Kozłowski.
Radni nie zdecydowali się jednak na wskazanie w studium innej
lokalizacji nekropolii. Dokument został przyjęty bez żadnych
poprawek.
Drożej za wodę
W trakcie obrad radni przegłosowali nowe taryfy Miejskiego
Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Sokółce dla
zbiorowego zaopatrzenia w wodę oraz odprowadzanie ścieków.
Podrożała jedynie cena wody zużywanej na cele przemysłowe.
Zamiast dotychczasowych 1,86 zł za m sześc. odbiorcy zapłacą
1,92 zł. Podwyżka zacznie obowiązywać od 1 kwietnia br.
(db)
Gazeta Współczesna, 2 marca 2005
|
|
Pacjent
odejdzie z kwitkiem |
|
Od
początku marca sokólski szpital może przestać przyjmować
pacjentów. Do tak drastycznych kroków zmusza ich brak kontraktu
z Narodowym Funduszem Zdrowia na świadczenie ambulatoryjnej,
nocnej i świątecznej opieki medycznej. Przypomnijmy, od 1
stycznia pacjenci na próżno szukają na szpitalnej izbie przyjęć
opieki medycznej w tym zakresie. Obowiązki ich przejęła Wojewódzka
Stacja Pogotowia Ratunkowego z siedzibą na ulicy Piłsudskiego
9a. Sokólski ZOZ wciąż bezdaremnie stara się o uzyskanie
kontraktu.
Szpital
sie pogrąża
-
Wciąż nie ma jasno określonych zasad udzielania nocnej i
ambulatoryjnej opieki. Nadal część chorych zgłasza się na
izbę szpitala w Sokółce, który mimo, że nie ma umowy z
NFZ, udziela im pomocy - wyjaśnia Krzysztof Szczebiot, zastępca
przewodniczącego Rady Powiatu. - Szpital ponosi koszty udzielania takich świadczeń, choć pogarsza tym
samym swoją sytuację finansową. Nie ma jednak wyjścia, bo
odmowa udzielania pomocy pacjentom wpłynęłaby negatywnie na
wizerunek szpitala, który przez dwadzieścia lat przyjmował
wszystkie osoby zgłaszające się z problemami zdrowotnymi i
cieszył się dobrą opinią wśród mieszkańców.
Według
szacunków Jerzego Kułakowskiego do tej pory szpitalny oddział
ratunkowy przyjął ponad 300 pacjentów, nie mając za to płacone
z NFZ.
Głową
w mur
-
Zabiegaliśmy o rozmowy, proponowaliśmy różne rozwiązania,
nikt jednak rozmów z nami nie podjął - mówi Jerzy Kułakowski,
zastępca dyrektora szpitala w Sokółce. - Oferowaliśmy nawet
negocjacje cenowe z obniżeniem stawki za jednego pacjenta. Również
bez skutku.
Brak
kontraktu na takie usługi prowadzi do absurdalnych sytuacji.
Punkt pogotowia na Piłsudskiego nie ma bowiem zaplecza
diagnostycznego.
-
Taka opieka ogranicza się tylko do porady lekarskiej, która nie
jest poparta żadną diagnostyką. Nie mają podpisanej umowy z żadnym
laboratorium, RTG czy USG - tłumaczy Kułakowski.
W
praktyce oznacza to tyle, że jeżeli lekarz musi potwierdzić
swoje przypuszczenia jakimś badaniem diagnostycznym, wypisuje
pacjentowi skierowanie do szpitala.
-
To jest absurd, bo trafiają do nas pacjenci, którym wystarczy
wykonać morfologię - zaznacza zastępca dyrektora. - Koszt
takiego badania jest rzędu kilku złotych i nie ma najmniejszego
powodu, żeby takiego pacjenta hospitalizować. Nie możemy jednak
przyjmować pacjentów ambulatoryjnie, bo nie mamy kontraktu i
nikt nam za to nie zrefunduje.
Chodzi
o pieniądze
Taka
sytuacja, kiedy na oddziale ratunkowym lekarz musi takiego
pacjenta badać raz jeszcze i wykonywać mu badanie diagnostyczne,
zmusza szpital do podjęcia zdecydowanych kroków.
-
Jeżeli ta sytuacja się nie zmieni, będziemy zmuszeni niestety
do dbania o własne koszty i odsyłania pacjentów -
przewiduje Kułakowski.
(MW) Kurier
Poranny Sokólski, 2 marca 2005
|
|
Młodzi
z Sokółki wyjeżdżają |
|
Około
1000 osób z Sokółki pracuje za granicą. Młodzi ludzie wyjeżdżają
i będą wyjeżdżać.
Młodzi
stąd uciekają
Kraje
zachodnie zamiast Sokółki - mówią młodzi sokółczanie. Brak
pracy i perspektyw na lepsze jutro zmusza ich do ucieczki z
prowincji.
W
Powiatowym Urzędzie Pracy w Sokółce jest zarejestrowanych około
5,5 tysiąca bezrobotnych. W większości są to ludzie młodzi,
do 35 roku życia. Choć szukają pracy, wciąż pozostają
bezrobotni. A wszystko wskazuje na to, że ich sytuacja niewiele
się zmieni w najbliższym czasie.
-
Metropolie, które leżą na dużych szlakach komunikacyjnych wciąż
się rozrastają - mówi Czesław Sańko, zastępca burmistrza Sokółki.
- Takie miasta przyciągają do siebie inwestorów i młodych
ludzi. Tam jest większy rynek zbytu i szanse na pracę. Na naszym
terenie raczej nie widać większych szans na rozwój. Nie jesteśmy
bowiem atrakcyjni dla inwestorów.
Zachód
atrakcyjniejszy
Taka
sytuacja zmusza młodych ludzi do wyjazdu z Sokółki. Studenci,
którzy wyjeżdżają się uczyć do dużych miast, często już
nie wracają. Inni - uciekają za granicę: do Londynu, Niemiec
czy Włoch.
-
Takie zjawisko istnieje i zapewne będzie się nasilać -
przewiduje zastępca burmistrza. - Młodzi wyjeżdżali i będą
nadal wyjeżdżać. Za tym niestety idzie to, że w Sokółce
rodzi się coraz mniej dzieci i przybywa ludzi starszych.
Tegoroczna
maturzystka 19 - letnia Magda, z Sokółką nie wiąże żadnych
planów.
-
Mam nadzieję dostać się na studia do Poznania - mówi Magda. -
Specjalnie wybieram to miasto z nadzieją, że uda mi się tam załapać
do jakiejś pracy i zostać. O powrocie do Sokółki nie ma mowy.
Tutaj nie czeka na mnie żadna przyszłość.
Trzeba
chcieć
W
samej Sokółce jest zaledwie kilka dużych firm, które
zatrudniają powyżej stu osób. Większość to małe, najczęściej
rodzinne interesy.
-
Nasi przedsiębiorcy w miarę możliwości stwarzają nowe miejsca
pracy - podkreśla Sańko.
-
Takich przypadków, gdzie firma jednorazowo przyjmuje do pracy co
najmniej kilka osób jest niewiele. Najczęściej są to pojedyńcze
zatrudnienia - mówi z kolei Bożena Tomaszewska, kierownik działu
rynku pracy Powiatowego Urzędu Pracy w Sokółce.
Jednak
pomimo złej sytuacji na lokalnym rynku pracy, Czesław Sańko
zwraca uwagę na te firmy, które działają w Sokółce, a powstały
z niczego.
-
Metal - Fach czy Genes są najlepszym dowodem na to, że u nas też
można zrobić coś z niczego. Trzeba tylko mieć warunki i pomysł
- zaznacza Sańko. - Koszty pracownika są u nas mniejsze, a i
tereny do kupienia są tańsze niż w innych miejscach
Polski.
Praca
musi być
Burmistrz
szacuje, że z Sokółki około 1000 osób pracuje za granicą. Po
latach osoby te jednak zazwyczaj wracają w rodzinne strony.
-
Tutaj lokują swój kapitał. Dzięki temu nasze społeczeństwo
jest coraz zamożniejsze - stwierdza Sańko. - Widać to po
samochodach czy po nowych domach, których w Sokółce wciąż
przybywa.
Jednak
to nie rozwiązuje problemu bezrobocia. Odwleka go jedynie w
czasie.
Jedyne
rozwiązanie
-
Co z tego, że ja bym pojechał i zarobił za granicą pieniądze
- zastanawia się 27 - letni Paweł Rećko. - Kupiłbym sobie
samochód a nawet mieszkanie. Ale co dalej? Znów na zachód?
Pieniądze szybko się rozchodzą, jeśli się do nich nie dokłada
nowych. Przyjazd niczego nie zmienia, jeśli wciąż nie miałbym
pracy. Praca jest najważniejsza. Gdybym miał tutaj, w Sokółce
możliwość pracy i godziwego zarobku, nawet nie pomyślałbym o
wyjeździe za granicę. A tak? To jedyne rozwiązanie.
Przynajmniej teraz, dopóki coś się u nas nie zmieni.
(MW) Kurier
Poranny Sokólski, 2 marca 2005
|
|
|
|
|
|