Biuletyn Informacji PublicznejGminny Serwis InformacyjnyOrganizacje PozarzdowePrzydatne adresyNasze linkiInfo o gminieUrzad MiejskiTurystykaSportKulturaBiznesOgloszeniaFotografie

GMINNY SERWIS INFORMACYJNY (maj 2007)


UWAGA! Informacje prezentowane na stronach Portalu Miejskiego www.sokolka.pl nie powinny być traktowane jako dokumenty urzędowe. Dokumenty urzędowe zamieszczane są w Biuletynie Informacji Publicznej (BIP) oraz dostępne są w formie papierowej w Urzędzie Miejskim w Sokółce, 16-100 Sokółka, Plac Kościuszki 1.


Mieszkania sprzedają prawie za grosze

Mieszkania komunalne w Sokółce sprzedawano za bezcen - stwierdziły władze gminy i zablokowały transakcje do czasu uchwalenia nowych zasad sprzedaży. Zasady już są. Wynika z nich, że lokale... będą tańsze, niż były.

Przez kilka ostatnich miesięcy władze sokólskiej gminy utrzymywały, że nie można dalej sprzedawać mieszkań komunalnych zgodnie z zasadami określonymi jeszcze na początku lat 90. Kwestią sporną była 50-proc. bonifikata, z której korzystali nabywcy. Przykładowo: już za 26 tys. zł można było stać się właścicielem mieszkania o powierzchni 51 mkw.
W styczniu br. Stanisław Małachwiej, burmistrz Sokółki wstrzymał sprzedaż tych lokali. Wszystko po to, żeby opracować inne, bardziej korzystne dla gminy warunki przeprowadzania podobnych transakcji. Przyjęto je na wczorajszej sesji rady miejskiej.

Tanio jak nigdy

- Z przegłosowanej właśnie uchwały wynika, że nasza gmina postanowiła pozbyć się mieszkań komunalnych za jeszcze mniejsze stawki niż kiedyś. Teraz można kupić lokal tanio jak nigdy - powiedział Antoni Jackiewicz, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Sokółce.
Poprzednio kupującym przysługiwała 50-proc. bonifikata. Przyjęta wczoraj przez radnych uchwała umożliwia nabycie mieszkań ze zniżką od 70 proc. (dla najemców, którzy mieszkają w lokalu powyżej 5 lat do 10 lat) do 90 proc. (dla najemców, którzy mieszkają w lokalu powyżej 25 lat).

Władza zmieniła zdanie

Większe zniżki to pomysł gminnych włodarzy. Czemu zatem miało służyć wstrzymanie sprzedaży mieszkań komunalnych i komentarze odnośnie śmiesznie niskich cen, za jakie gmina pozbywała się lokali komunalnych?
- Zrobiliśmy kalkulację. Dokładnie wszystko przeanalizowaliśmy i... postanowiliśmy pójść ludziom na rękę. Skoro do wykupywania mieszkań nie mobilizowała 50-proc. bonifikata, więc teraz zaproponowaliśmy bardziej korzystne ceny - wyjaśnił Piotr Bujwicki, zastępca burmistrza Sokółki.
Dodał on również, że gminie bardziej opłaca się sprzedawać mieszkania, niż je utrzymywać.
Od Piotra Bujwickiego dowiedzieliśmy się, że wkrótce opracowany zostanie projekt uchwały, która określi, jakich lokali gmina nie sprzeda. Wśród nich znajdzie się nowy blok przy ul. Majowej.

Dorota Biziuk, 30 maja 2007 r.


Z pomocą ofiarom burzy

Gwałtowane burze połączone z silnymi podmuchami jakie przeszły nad. woj. podlaskim w piątkowe popołudnie (11 maja 2007r.)  spowodowały katastrofalne skutki w powiecie sokólskim, zwłaszcza na terenie gmin: Suchowola, Dąbrowa Białostocka, Nowy Dwór, Sidra – w ponad 140 gospodarstwach zniszczone zostały budynki mieszkalne, gospodarcze, w znacznym stopniu zniszczone zostały tereny zieleni, uprawy.

W odpowiedzi na potrzeby ofiar burzy Powiatowy Urząd Pracy w Sokółce wystąpił do Samorządów poszkodowanych gmin z inicjatywą zorganizowania robót publicznych i zatrudnienia osób bezrobotnych do usuwania skutków żywiołu, a na finansowanie ich zatrudnienia wystąpił z wnioskiem do Ministerstwa Pracy  i Polityki Społecznej o przyznanie dodatkowych środków Funduszu Pracy z „rezerwy” Ministra.

Wniosek uzyskał natychmiastową akceptację. Powiatowy Urząd Pracy w Sokółce otrzymał 337,2 tys. zł środków Funduszu Pracy z "rezerwy Ministra", dzięki czemu 40 osób bezrobotnych świadczy pomoc przy usuwaniu skutków burzy, odbudowie i naprawie budynków gospodarczych i mieszkalnych.

PUP, 28 maja 2007 r.   


 Kop dla kultury

Zapraszam wszystkich na wieczór z hip hopem – mówi Tomasz Grynczel (Fot. Martyna Tochwin)

Wieczór z hip hopem - taka impreza odbędzie się w niedzielę (3.06.2007) w Sokółce. Organizatorem jest... komisja Infrastruktury. W najbliższą niedzielę w sokólskiej kawiarni "Lira” rozbrzmiewać będą dźwięki hip hopu. Na muzyczny wieczór zaprasza... Komisja Infrastruktury, Ochrony Środowiska i Porządku Publicznego przy Radzie Miejskiej w Sokółce.

- Komisja tylko sprawuje nad tą imprezą patronat. A organizatorem i pomysłodawcą wieczoru z hip hopem jestem ja - mówi Tomasz Grynczel, radny Rady Miejskiej.

Tomasz Grynczel jest przewodniczącym Komisji Infrastruktury. I właśnie dlatego akurat ta komisja figuruje jako ogranizator. Jednak jak zapewnia radny Grynczel, wszyscy członkowie komisji jednogłośnie przyklasnęli pomysłowi zorganizowania wieczoru muzycznego.

- Wszyscy poparli ten pomysł. Byłem nawet mile rozczarowany, bo spodziewałem się, że nie wszystkim członkom komisji mój pomysł przypadnie do gustu - podkreśla Tomasz Grynczel. - Ale okazało się, że moje obawy nie były słuszne.

Zaśpiewa gwiazda
Skąd pomysł na taką imprezę? Radny Grynczel przyznaje, że Sokółka pod tym względem przypomina pustynię.
- Trzeba niestety przyznać, że w Sokółce brakuje tego typu imprez, brakuje koncertów muzycznych, nie tylko hip hopu, ale również innych gatunków muzyki - tłumaczy Grynczel. - Tutaj nie chodzi o to, kto to organizuje, ważne, żeby coś robić. Chcemy pokazać, że jak się chce, to można zrobić coś fajnego. Chcemy zachęcić innych radnych, może inne komisje do takich działań na rzecz naszej społeczności.

Niedzielny wieczór muzyczny będzie poświęcony hip hopowi. Dlaczego? Akurat taką muzykę słuchają bowiem dzieci radnego Grynczela i ich znajomi.
- Osobiście bardzo nie lubię tej muzyki - podkreśla Grynczel. - Jednak wiem, że bardzo dużo młodych ludzi interesuje się tym gatunkiem muzyki. Wiem, bo moje dzieci i ich koledzy przepadają za hip hopem. A w Sokółce nie organizuje się takich koncertów.

Na niedzielnym koncercie wystąpią zespoły ZSP, PSK. Gwiazdą wieczoru będzie białostocka grupa Lukasyno (N.O.N.).
- To gwiazda naprawdę wielkiego formatu - zapewnia radny Tomasz Grynczel. - My ich nie znamy, ale młodzi ludzie słuchający hip hopu wiedzą, że to świetny zespół.

Będę się cieszył, jak się uda
Tomasz Grynczel ma nadzieję, że takie muzyczne wieczory wejdą na stałe w kulturalny kalendarz Sokółki. Miałyby stanowić świetną okazję do tego, żeby melomani różnych gatunków muzycznych mogli spotkać się w swoim gronie.
- Zaczynamy akurat od hip hopu. Mam jednak nadzieję, że tego typu impreza się sprawdzi i będziemy mogli organizować ją cyklicznie. Znaleźlibyśmy miejsce na wszystkie gatunki muzyczny: rock, blues, a nawet muzykę klasyczną - zapewnia Grynczel.

Radny nie wie, czy wymyślona przez niego impreza okaże się strzałem w dziesiątkę. Ma jednak taką nadzieję.
- Ja jestem społecznikiem. Jeżeli to się uda i coś z tego wyjdzie, to będę naprawdę szczęśliwy - zapewnia Grynczel.

Tysiąc na koncert
Wieczór z hip hopem to nie pierwsza impreza, którą organizuje Tomasz Grynczel. Kilkanaście lat temu był organizatorem słynnego meczu na sokólskim stadionie.
- W 1991 roku zorganizowałem mecz policjanci kontra czerwone nosy. Była to bardzo udana impreza, można więc powiedzieć, że jako organizator imprez mam już jakieś doświadczenie - podkreśla Tomasz Grynczel.

Niedzielna impreza kosztuje tysiąc złotych. Pieniądze na muzyczny wieczór pochodzą z funduszów Gminnego Programu Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Impreza rozpocznie się 3 czerwca o godzinie 19. Wstęp jest bezpłatny.

Martyna Tochwin, 27 maja 2007 r.


Odwiedza miejsca, które zna

Zwiedził kraje Afryki i Ameryki Łacińskiej. Szczególnie umiłował sobie Etiopię, którą odwiedził siedem razy. Mimo to twierdzi, że nie lubi podróżować i dlatego wciąż jeździ w te same miejsca. W piątek sokółczanie mogli się spotkać z Ignacym Karpowiczem, pisarzem i podróżnikiem.

Ignacy Karpowicz w bibliotece publicznej w Sokółce podpisywał swoje książki. Największym zainteresowaniem cieszyla się publikacja „Nowy Kwiat Cesarza”. (Martyna Tochwin)

Ignacy Karpowicz ma w swoim dorobku trzy powieści: "Cud”, "Niehalo“ oraz "Nowy Kwiat Cesarza”. Ta ostatnia ukazała się kilka dni temu.
- Jest to pocztówka z podróży do Etiopii i jest pewnego rodzaju przeciwwagą do Etiopii przedstawionej w "Cesarzu” Ryszarda Kapuścińskiego - mówi.

Najnowsza książka Karpowicza jest w pewnym sensie także reportażem. Nie ma w tym nic dziwnego, bo autor już siedem razy odwiedził ten kraj. Początek jego fascynacji Etiopią sięga czasów studenckich.
- To był zupełny przypadek. Kiedyś trafiłem na zajęcia z historii Etiopii i okazało się wtedy, że Etiopczycy mają swój język, że mają stare dokumenty pochodzące z VI wieku, że królowa Saby, która przyjechała do króla Salomona, też była Etiopką - tłumaczy Ignacy Karpowicz.

Karpowicz podkreśla, że Etiopia, jak każdy kraj afrykański, boryka się z biedą i tak jest przez większość ludzi postrzegana.
- Etiopia kojarzy się z krajem much i dzieci z wydętymi z głodu brzuszkami. Ale mało kto wie, że jest to drugi kraj, który przyjął chrześcijaństwo, tuż po Armenii i przed Cesarstwem Rzymskim - mówi.

Zamiast nauczyć łowić, dali rybę
Karpowicz podkreśla, że choć dziś Etiopia nie przeżywa już spektakularnych klęsk głodu, to pomoc, którą dostawała i dostaje od różnych organizacji, bardziej zaszkodziła niż pomogła.
- Na początku XX wieku w Etiopii żyło 4-5 milionów ludzi. Teraz jest ich 80 milionów. Pomoc ograniczała się wyłącznie do dostarczania jedzenia. Zamiast dać wędkę i nauczyć łowić, daliśmy ich rybę. No i efekt tego jest dość smutny - wyjaśnia pisarz.

Ignacy Karpowicz określa Etiopię mianem zielonej góry, która prawdopodobnie wciąż jeszcze kryje w sobie bogactwa naturalne.
- One chyba są, ale nikt z nich nie korzysta. Tutaj podstawowym źródłem dochodów jest garbowanie skór. Ostatnio także produkcja kwiatów, bo Holendrzy zainwestowali tam ogromne pieniądze - tłumaczy Karpowicz.

Kraj leniwych ludzi
Pisarz opowiadał też o życiu na Kostaryce. Spędził tam cztery lata pracując w firmie elektronicznej. Jednak jak sam mówi, po czterech latach tam spędzonych ma dość tego kraju.
- Gdybym miał 70 lat, chciał umrzeć w miłym miejscu i nie miałbym kontaktu z Kostaryńczykami, to mógłbym tam się przenieść, ale inaczej nie - mówi pisarz.

Karpowicz tłumaczy, że Kostaryka to kraj rozleniwionych ludzi, którzy mają czas na wszystko. - W Kostaryce nikt nie pracuje i robi się wszystko, żeby nie pracować. Jeżeli zostawiam samochód w warsztacie i umawiam się na za tydzień, to wiadomo, że auto będzie gotowe dopiero za miesiąc - podkreśla Karpowicz.

Nie lubi podróżować
- Pięć lat temu w kraju wprowadzono obowiązkowy przegląd techniczny samochodów. Wcześniej tiry jeździły bez świateł, sprawnych hamulców. Kierowcy tak się zdenerwowali tym, zupełnie niepotrzebnym według nich nakazem, że zablokowali drogi - mówi pisarz.

Choć Ignacy Karpowicz jest zapalonym podróżnikiem, twierdzi, że nie lubi podróżować.
- Naprawdę tego nie lubię i dlatego wybieram te miejsca, które już znam. I to właśnie dlatego wciąż jeżdżę do Etiopii. W tym roku planuję wyjazd we wrześniu - mówi.

Martyna Tochwin, 27 maja 2007 r.


Posprzątali żydowski cmentarz

Młodzież z sokólskiego zespołu szkół zabrała się za porządkowanie zabytkowego cmentarza żydowskiego. Uczestniczyli w wykładzie poświęconym historii Sokółki, potem odwiedzili synagogę w Tykocinie, a teraz zaczęli sprzątać żydowską nekropolię w Sokółce. Licealiści z miejscowego zespołu szkół porządkowali zabytkowy kirkut w miniony piątek. Z terenu cmentarza wyniesiono pięć worków śmieci.

Ocalić od zapomnienia

Licealiści z klasy IA sokólskiego zespołu szkół realizują projekt pt. „Ocalić od zapomnienia” w ramach programu „Pracownia Umiejętności” ogłoszonego przez Fundację Sokólski Fundusz Lokalny.
– Poznajemy przedwojenną historię naszego miasta, a w szczególności dzieje, tradycję i kulturę lokalnej społeczności żydowskiej – poinformowała Barbara Szczawińska, nauczycielka historii, a zarazem koordynator projektu.
Podczas wizyty w tykocińskiej synagodze młodzież usłyszała o świętach obchodzonych przez starozakonnych i ich zwyczajach.
– Dowiedzieliśmy się m.in., że w społeczności żydowskiej kapłanem mogła zostać jedynie ta osoba, która urodziła się w kapłańskiej rodzinie. Nagrobek kogoś takiego różnił się od pozostałych, bo umieszczano na nim wizerunek lwa – powiedziała za Katarzyna Sawicka.

Najlepiej zachowany, ale zaniedbany

Sokólski kirkut został założony w 1698 roku. Do naszych czasów przetrwała ponad połowa zlokalizowanych w tym miejscu nagrobków. Cmentarz żydowski w Sokółce, obok kirkutu w Krynkach, jest jednym z najlepiej zachowanych na Podlasiu.

Dorota Biziuk, 28 maja 2007 r.


Dwóch jest naszych

Andrzej Sutkowski z Samoobrony i Mieczysław Baszko z PSL - ci dwaj mieszkańcy powiatu sokólskiego weszli do sejmiku województwa. Po raz pierwszy w historii sejmiku wojewódzkiego, powiat sokólski będzie miał aż dwóch reprezentantów. Wcześniej bywał to najwyżej jeden radny.

Przez kolejne trzy lata o interesy naszego powiatu będzie dbać Mieczysław Baszko z Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Andrzej Sutkowski z Samoobrony. To oni bowiem dzięki głosom swoich wyborców, weszli do 30- osobowego sejmiku. Jak zamierzają nas reprezentować? Mieczysław Baszko przyznaje, że już w styczniu poczynił pierwsze kroki, aby poprawić sytuację finansową powiatu, a szczególnie trzech gmin.

- Wspólnie z gminami Sokółka, Szudziałowo i Krynki rozpoczęliśmy starania w kierunku założenia stowarzyszenia - tłumaczy Baszko. - Chodzi o to, że gminy mogłyby przez stowarzyszenie ubiegać się o środki unijne. Jeżeli takie stowarzyszenie będzie dobrze funkcjonowało, to środki będą prawie na 100 procent.

Mieczysław Baszko ma też jako radny sejmiku pomysł na sokólskie problemy ze służbą zdrowia.
- Należy pomóc Dąbrowie, aby się wyspecjalizowała w jednej określonej dziedzinie. Oczywiście trzeba byłoby doposażyć tę placówkę w karetkę, która byłaby w pełni wyposażona. A szpital ze wszystkimi usługami medycznymi byłby tylko w Sokółce - mówi. Jednak aby tak się stało, musi tutaj działać aktywnie także Rada Powiatu. Taka inicjatywa powinna wyjść od nich.

Na Mieczysława Baszko zagłosowało 936 osób. Andrzeja Sutkowskiego poparło zaś 497 wyborców. Nie są to jednak najlepsze wyniki spośród czternastu kandydatów, którzy startowali z powiatu sokólskiego. Najlepszy wynik zanotował bowiem Wiesław Macko z Prawa i Sprawiedliwości. Zaufaniem obdarzył go aż co czwarty wyborca, dając mu w sumie liczbę głosów 1372. Niestety, Wiesław Macko nie znalazł się w gronie radnych sejmiku.
- To efekt ordynacji wyborczej, jaką mamy i nic na to nie poradzę - mówi Macko. - Wynik bardzo mnie jednak cieszy, bo głosował na mnie co czwarty wyborca. A to bardzo dużo. Cóż, będę dalej działał i nie wykluczam swego startu w kolejnych wyborach. Wierzę, że głosy na mnie oddane zaprocentują w przyszłości.

Martyna Tochwin, 27 maja 2007 r.


Za darmo w sieci

Internet kosztował od 35 do 50 zł miesięcznie. Teraz jest za darmo - mówi Stanisław Nicewicz. (D. Biziuk)

Jeżeli masz komputer z kartą i anteną radiową, możesz już korzystać z udostępnionego kilka dni temu darmowego łącza internetowego w Sokółce. Gwarantuje szybki, a przede wszystkim bezpłatny dostęp do internetu. Z tego łącza będzie mogło jednocześnie korzystać 900 mieszkańców całej sokólskiej gminy.

- Usługa dopiero jest wdrażana, dlatego obecnie z darmowym sokólskim internetem połączy się jednorazowo nie więcej niż 150 osób. Do końca maja planujemy uruchomić drugie łącze i wtedy dostępność wzrośnie do 900 użytkowników - powiedział Stanisław Nicewicz, przedstawiciel białostockiej firmy, która montowała darmowy internet w Sokółce.

Anteny na wieży ciśnień
Bezpłatne łącza internetowe funkcjonują w większych polskich miastach. Ich pojawienie się w Sokółce to pomysł nowych władz gminy.
- Przypadkowo przeczytałem ulotkę wyborczą sokólskiego burmistrza. Była tam m.in. mowa o potrzebie uruchomienia darmowego internetu dla mieszkańców całej sokólskiej gminy.

Ponieważ wcześniej pracowałem przy montowaniu czegoś takiego we Wrocławiu, postanowiłem zapytać władze Sokółki o szczegóły. Skończyło się na tym, że powierzono mi uruchomienie bezpłatnego internetu - wyjaśnił Stanisław Nicewicz.
Trzy anteny, które gwarantują dostęp do tej usługi, zostały umieszczone na sokólskiej wieży ciśnień. Kolejne nadajniki mają pojawić się na wieży straży pożarnej.
- Za darmowe łącze płaci gmina. Miesięcznie jest to 2.100 zł netto - poinformował Piotr Bujwicki, z-ca burmistrza Sokółki.

Bez filmów i gier sieciowych
Bezpłatny internet umożliwia korzystanie za wszystkich stron www, komunikatorów, poczty oraz stron kodowanych. W ramach tej usługi nie ma natomiast dostępu do gier sieciowych i programów służących do przegrywania filmów, a także muzyki.
- Myślę, że ludzi zainteresuje, jak podłączyć się do darmowej sieci. Wystarczy mieć komputer z kartą i anteną radiową - antena WIFI 2,4 GHz. Nowe laptopy mają wmontowane te elementy. Posiadacze starszego sprzętu będą zmuszeni zainwestować w kupno karty i anteny, co kosztuje ok. 120 zł. Kiedy mamy już to wszystko, należy połączyć się z anteną hotspot. Trzeba zwrócić uwagę, że ustawienia sieci muszą być automatyczne DHCP - dodał Nicewicz.

Dorota Biziuk, 21 maja 2007 r.


Frekwencja była mierna

Przy urnach wyborczych i referendalnych najczęściej pojawiali się ludzie starsi (Fot. Martyna Tochwin)

20 maja wybieraliśmy członków sejmiku województwa i zabieraliśmy głos w sprawie augustowskiej obwodnicy. Jak głosowaliśmy? Większość spotkanych przez nas wyborców deklarowała poparcie dla lokalnych kandydatów i "tak” dla obwodnicy.

Wczorajsze wybory nie przyciągnęły do urn tłumów. Frekwencja odnotowana na godzinę 12. była wyjątkowa niska. W gminie Sokółka zaledwie niespełna 7 procent wyborców zdecydowało się oddać swój głos w wyborach do sejmiku województwa. Podobną frekwencję zanotowały komisje referendalne.

- Przeciętna frekwencja w wyborach do sejmiku wyniosła 6,92 procent - poinformowała nas tuż po godzinie 12.. Maria Kozłowska z Urzędu Miejskiego w Sokółce. - Podobna frekwencja będzie zapewne w referendum. Wiemy bowiem, że większość wyborców głosuje w obydwu komisjach.

Marianna Bujwicka, zastępca przewodniczącego Obwodowej Komisji Wyborczej nr. 6, mieszczącej się w hali przy Zespole Szkół w Sokółce też podkreśla, że większość osób, które przychodzą na głosowanie, wypełnia dwie karty.
- Niewiele jest takich osób, które głosują tylko w jednej komisji. Aczkolwiek zdarzają się tacy, którzy oddają swój głos tylko w referendum. W większości przypadków staramy się jednak kierować głosujących także do drugiej komisji - tłumaczy Bujwicka.

Głos na swojaka
Ewa i Dariusz Tomaszczykowie z Sokółki swoje głosy oddali w Sokólskim Ośrodku Kultury. Zagłosowali w obu komisjach, bo jak twierdzą, zawsze chodzą na wybory.
- Zawsze chodzimy na wybory i świadomie oddajemy swoje głosy - zapewniają Tomaszczykowie.

Przyznają, że w referendum postawili krzyżyki przy słowie "tak”. Dlaczego?
- Tak się akurat składa, że bardzo często jeżdżę przez Augustów i tam jest naprawdę strasznie - tłumaczy pan Dariusz.

- Oczywiście szkoda jest nam środowiska, ale jeszcze bardziej szkoda ludzi - dodaje pani Ewa.
A którego kandydata do sejmiku obdarzyli swoim mandatem zaufania? Choć nie chcieli nam zdradzić nazwiska, przyznali, że to człowiek z Sokółki.
- Postawiliśmy na człowieka stąd. To ktoś, kto mieszka w Sokółce - mówią tajemniczo Tomaszczykowie.

To wydawanie pieniędzy
Jak przy każdych wyborach, większość osób, które można było spotkać przy urnach, to ludzie starsi. To oni bowiem stanowią żelazny elektorat, który zawsze chce aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym.
- Do godziny 11.30 zagłosowało u nas około dziewięćdziesiąt osób. Tylko kilka z nich to byli młodzi ludzie - zapewnia Elżbieta Jakimik z Obwodowej Komisji Referendalnej nr. 4 w Sokółce.

Jakimik dodaje także, że niektórzy wyborcy nie kryli swego niezadowolenia z powodu powtórnych wyborów.
- Mówili, że to niepotrzebne, że to tylko wydawanie pieniędzy - wyjaśnia.

Napiszemy za tydzień
Do południa lokale wyborcze odwiedziło niewiele osób. Członkowie komisji nie tracili jednak nadziei i byli przekonani, że młodzi ludzie pojawią się po południu.
- Jest taka ładna pogoda, poza tym młodzi ludzie lubią sobie pospać - mówiła Elżbieta Jakimik.

Wiele spotkanych przez nas osób narzekało na feralny termin wyborów.
- To jest akurat czas I komunii. Dużo ludzie musiało wyjechać na te uroczystości poza miejsca swego zamieszkania. Sam znam kilka osób, które właśnie z tego powodu nie zagłosują - przekonuje Izabela Kowalik z Sokółki. - Dlatego trzeba przyznać, że 20 maja to nie jest najszczęśliwsza data na wybory.

Aby wynik referendum był ważny, musiało w nim wziąć udział przynajmniej 30 procent Podlasian. O tym jaka była frekwencja, co dalej z obwodnicą Augustowa, a także czy powiat sokólski będzie miał swojego reprezentanta w sejmiku wojewódzkim, napiszemy w "Kurierze Sokólskim” za tydzień.

Martyna Tochwin, 21 maja 2007 r.


Ratują nie tylko od ognia

W ubiegłym roku sokólscy strażacy do wypadków wyjeżdżali częściej niż do pożarów.

W ubiegłym tygodniu sokólscy strażacy obchodzili swoje święto. Jak mówią sami o sobie, nie tylko gaszą pożary, ale także ratują ofiary wypadków drogowych i udzielają pierwszej, niezbędnej pomocy medycznej.

Na pewno musi umieć gasić pożary. To jednak nie wystarcza. Dziś strażak potrafi także udzielić pierwszej medycznej pomocy, umie ciąć blachy czy wyciągać ludzi z zakleszczonych samochodów.
- W 2006 roku nasi strażacy 822 wyjeżdżali do zdarzeń, w tym do 381 pożarów i 426 innych miejscowych zagrożeń - mówi bryg. Wacław Greś, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Sokółce.

W sumie we wszystkich akcjach prowadzonych przez sokólskich strażaków zginęło 13 osób, a 154 osoby były poszkodowane. Jednak dzięki sprawnym działaniom straży udało się uratować 57 osób i mienie o wartości prawie 12 milionów złotych.

Weszła nowa liga
Zawód strażaka zmienił się radykalnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Straż pożarna z formacji gaśniczej zmieniła się w ratowniczo-gaśniczą. Gaszenie pożarów zeszło na drugi plan, bo tych zdarzeń jest obecnie mniej niż ratowniczych.
- Jeszcze dwadzieścia lat temu straż zajmowała się tylko gaszeniem pożarów. Innymi zdarzeniami zajmowała się bardzo sporadycznie. Takich akcji było tylko kilka w ciągu roku, a teraz ich mamy kilkaset - zapewnia st.kpt. Krzysztof Czarnowicz, rzecznik prasowy komendy powiatowej PSP w Sokółce.

Następstwem zmian formacyjnych były zmiany sprzętu. Krzysztof Czarnowicz wspomina, że kiedy zaczynał pracę pod koniec lat osiemdziesiątych, straż zazwyczaj dysponowała wyłącznie samochodami gaśniczymi. Dopiero kilka lat później zaczęły pojawiać się samochody do ratownictwa technicznego.
- Na początku lat dziewięćdziesiątych pojawiły się pierwsze samochody do wyjazdów do wypadków. Później dochodził sprzęt do ratownictwa chemicznego, ekologicznego, a jeszcze później także do medycznego - mówi rzecznik prasowy.

Szanują, bo pomagają
Nie tylko jednak ilość i różnorodność sprzętu zmieniła się przez lata. Także jego jakość zdecydowanie się polepszyła.
- Kiedy zaczynałem pracę, były to polskie, wysłużone samochody typu star, jelcz. Niestety, często były zawodne. To, co mamy teraz, to zupełnie inna liga. Są to pojazdy wysokiej klasy światowej: man, iveco, renault, volvo - podkreśla Krzysztof Czarnowicz.

Zawód strażaka od wielu lat plasuje się zawsze w czołówce profesji największego zaufania społecznego. Wiąże się z tym prestiż i szacunek społeczny.
- Rzeczywiście, jakoś tak jest, że ludzie zawsze nas szanowali. Głównie chyba dlatego, że my niesiemy bardzo konkretną pomoc - mówi st. kpt. Krzysztof Czarnowicz.

Rzecznik podkreśla jednak, że pomimo wysokiego prestiżu i zaufania społecznego, strażacy nieustannie pracują nad tym, żeby to zaufanie utrzymać.
- Jest to dla nas mobilizujące i nie chcielibyśmy spocząć na laurach. O prestiż bowiem trzeba stale dbać i na pewno mamy to na uwadze - zapewnia Czarnowicz.

Od kilku lat strażacy udzielają poszkodowanym także pomocy medycznej. Do takiej pomocy są zobowiązani w trzech konkretnych sytuacjach.
- Gdy mamy do czynienia ze zdarzeniem masowym i pogotowie nie jest w stanie pomóc wszystkim, gdy jesteśmy wcześniej na miejscu zdarzenia niż pogotowie oraz gdy poszkodowany znajduje się w takim miejscu, gdzie nie można wprowadzić lekarza ze względu na jego bezpieczeństwo - wylicza Czarnowicz.

Do pożaru z aparatem
Strażacy muszą też dbać także o swoje bezpieczeństwo. I choć zawód ten nierozerwalnie wiąże się z ryzykiem, dzisiaj niewielu strażaków ginie w akcjach.
- Wypadków śmiertelnych w ciągu roku w skali kraju nie jest dużo. Jest za to sporo wypadków, kiedy strażacy są poszkodowani w różnym stopniu - mówi Czarnowicz.

Na szczęście, strażacy dzisiaj mają oni do dyspozycji choćby atestowane ubrania, które w dużym stopniu zwiększają ich bezpieczeństwo.
- Na przykład strażak wchodząc do zadymionego budynku ma przy sobie aparat powietrzny. Dzięki niemu nie ma zagrożenie, by zatruł się gazami - zaznacza rzecznik.

Martyna Tochwin, 21 maja 2007 r.


Sokólski dom jedzie do Korei

Min Sub (z lewej) i jego kolega Ti Woong umieją już zmontować dom. Wskazówek udziela im Robert Białous z Hałego. (D. Biziuk)

Jeden z nich pracował w banku, a drugi w firmie internetowej. Zostawili dotychczasowe zajęcia, żeby nauczyć się budowy domów. Ostatnie trzy tygodnie spędzili w tartaku w Hałem koło Sokółki. Mowa o Ti Woong i Min Sub z Korei Południowej.

Koreańczycy przyjechali do Hałego z dwóch powodów: żeby przyuczyć się do fachu cieśli i obserwować montaż domu, który chcą przetransportować do swojego rodzinnego miasta w pobliżu Seulu.

Projekt z poprawkami
- Ti Woong i Min Sub są niesłychanie bystrymi uczniami. Nie trafili do nas prosto z banku i internetu. Przed przyjazdem do Polski skończyli prywatną koreańską szkołę, gdzie poznali podstawy ciesielskiego fachu - wyjaśnia Robert Białous, właściciel tartaku w Hałem.

Ti Woong i Min Sub są zafascynowani drewnianym podlaskim budownictwem. Podobnej architektury oraz domów na próżno szukać w ich rodzinnym kraju.
- Zdziwiliśmy się, że Koreańczycy przyjechali właśnie do nas. Okazało się, że wcześniej słyszeli o naszym tartaku - opowiada Robert Białous.
Goście przywieźli ze sobą wykonany przez ich rodzimego architekta projekt domu. Fachowcy z Hałego zmodyfikowali nieco ten plan. Potem wszyscy przystąpili do montażu budynku. Każdy etap budowy Koreańczycy opisywali i utrwalali na zdjęciach. Kiedy dom był już gotowy, przystąpiono do jego rozbiórki.
- Poszczególne elementy zostaną zapakowane i przetransportowane drogą morską do Korei. Ich podróż potrwa pięć tygodni. Sami postaramy się go złożyć na nowym miejscu - mówi Ti Woong, który zamieszka w domu rodem z Sokólszczyzny.

Zamienili ryż na kartofle
Koreańczykom spodobały się nie tylko nasze domy, ale również podlaska wieś. Kiedy podczas jednej z przejażdżek po powiecie sokólskim zobaczyli wiejską posiadłość ze zniszczonym budynkiem, od razu pytali, czy... jest na sprzedaż.
- Smakuje im też nasza kuchnia. Nie chcą jeść popularnego w Korei ryżu. Wolą kartofle i kiełbasę z dzika - dodaje właściciel tartaku.

Dorota Biziuk, 15 maja 2007 r.


Wybory tuż-tuż

Aż piętnastu kandydatów z powiatu sokólskiego powalczy w najbliższą niedzielę o miejsca w sejmiku wojewódzkim. W całym województwie podlaskim aż 800 osób ubiega się o mandat radnego sejmiku. To oznacza, że na jedno miejsce przypada 26 kandydatów.

Z powiatu sokólskiego do sejmiku ubiega się 15 osób. Z okręgu, który obejmuje powiaty białostocki, hajnowski, moniecki i sokólski, do sejmiku wejdzie aż osiem osób.

Nasz człowiek w sejmiku
Piętnastu sokólskich kandydatów o mandat radnego sejmiku ubiega się z ośmiu różnych komitetów. Najwięcej kandydatów, bo aż czterech, wystawiła Samoobrona, po jednym Prawo i Sprawiedliwość, Unia Polityki Realnej oraz Krajowa Partia Emerytów i Rencistów. Z samej Sokółki do wyborów stanęło aż sześć osób.
- Powiatowi sokólskiemu potrzebny jest swój człowiek w sejmiku. To tam są dzielone unijne pieniądze na infrastrukturę czy inne inwestycje. Ktoś musi dbać o nasze wspólne interesy i dlatego tak ważne jest, żeby nasz powiat miał swojego reprezentanta na szczeblu wojewódzkim - podkreśla Wiesław Macko, kandydat Prawa i Sprawiedliwości.

"Tak” dla obwodnicy
20 maja to nie tylko data wyborów do sejmiku. Tego dnia odbędzie się także referendum w sprawie obwodnicy Augustowa. Mieszkańcy całego Podlasia będą się wypowiadać na temat proponowanego przebiegu drogi ekspresowej. Każdy będzie musiał odpowiedzieć na pytanie: czy jest pan/pani za utrzymaniem lokalizacji przebiegu obwodnicy Augustowa w ciągu drogi krajowej S8, określonej w Planie Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Podlaskiego?
Odpowiedź "tak” będzie oznaczała zgodę na obwodnicę w obecnym kształcie.

Premier w Sokółce
W czwartek Sokółkę odwiedzi premier Jarosław Kaczyński. Z mieszkańcami Sokółki spotka się około godziny 12. w południe. Podczas spotkania będą poruszane tematy wyborów do sejmiku oraz referendum w sprawie augustowskiej obwodnicy.

Kandydaci z powiatu sokólskiego do sejmiku województwa:

KWW Liga Polskich Rodzin
Piotr Surowiński, 50 lat, Sokółka
Jerzy Garkowski, 54 lata, Kuźnica

KWW Unia Polityki Realnej
Władysław Grzegorz Chmielecki, 48 lat, Sokółka

KWW Platforma Obywatelska
Tomasz Szoka, 30 lat, Sokółka
Seweryn Jasiński, 28 lat, Dąbrowa Białostocka

KWW Krajowa Partia Emerytów i Rencistów
Władysław Dębko, 65 lat, Sokółka

KWW Piast
Piotr Krutul, 47 lat, Suchowola
Dorota Anna Abramowicz, 43 lata, Dąbrowa Białostocka

KWW Prawo i Sprawiedliwość
Wiesław Macko, 44 lata, Sokółka

KWW Samoobrona
Andrzej Sutkowski, 50 lat, Sidra
Iwona Ciruk, 24 lata, Krynki
Bartłomiej Laszuk, 27 lat, Kuźnica
Marek Walenciej, 28 lat, Reszkowce

KWW Polskie Stronnictwo Ludowe
Jan Kułak, 71 lat, Dąbrowa Białostocka
Mieczysław Kazimierz Baszko, 46 lat, Sokółka

KOMENTARZ

Martyna Tochwin:

W niedzielę wybory. Mam nadzieję, że większość z nas pójdzie i mądrze odda swój głos. Nie możemy pozwolić, żeby inni zdecydowali za nas. Tutaj liczy się każdy głos.

Często spotykam się z opiniami, że wybory do sejmiku są nieważne: bo radni sejmiku rządzą województwem, bo nie mają nic wspólnego z Sokółką, bo w mieście, gminie i powiecie rządzą Rady, wybrane w listopadzie ubiegłego roku. Niby prawda, ale nie do końca. Bo nawet, gdyby radni naszej gminy czy powiatu stawali na czubkach włosów, to nic nie zyskają, jeżeli nie będą mieli poparcia w sejmiku wojewódzkim.

Wszystkim znane są problemy Sokółki z pozyskaniem unijnych pieniędzy. Takie problemy ominęły te powiaty, które miały w sejmiku swoich reprezentantów. Bo pieniądze idą za konkretnymi ludźmi, którzy lobbują na rzecz swoich środowisk.

To dlatego tak ważne jest, żebyśmy wybrali kogoś, kto zadba o nasze interesy. 20 maja pokażmy, że potrafimy się zjednoczyć w trosce o naszą małą Ojczyznę

Martyna Tochwin, 13 maja 2007 r.


Z potrzeby serca

Jest ich blisko czterdzieści, uczą się, studiują, pracują. Są młodzi i pełni zapału. Od dwóch miesięcy w Sokółce działa grupa wolontariuszy. 

Energia i charyzma - tylko tyle zdaniem Mateusza Dąbrowskiego trzeba, żeby zostać wolontariuszem. Wspólnie z grupą ponad trzydziestu innych osób, od dwóch miesięcy pomaga ludziom jako członek sokólskiego wolontariatu „Via Salutis".

- Jesteśmy tutaj, bo chcemy pomagać innym ludziom, którzy tej pomocy potrzebują - mówi Joanna Raczkowska, zastępca przewodniczącego wolontariatu.

Ci młodzi ludzie pomagają ludziom starszym i chorym z Sokółki oraz wychowankom Domu Dziecka w Supraślu. Już wkrótce zaczną się też zajmować podopiecznymi Zakładu Pielęgnacyjno-Opiekuńczego w Krynkach.

- Dzieciom organizujemy zabawy, a ludziom starszym niesiemy pomoc w codziennych zajęciach, takich jak zakupy czy sprzątanie - tłumaczy Joanna Raczkowska.

Dzieci się garną

Wolontariusze mówią, że najtrudniejsze są spotkania z dziećmi z Domu Dziecka w Supraślu. Maluchy się garną ale starsze są bardzo wyobcowane.

- Często, gdy chcemy nawiązać kontakt ze starszymi dziećmi, spotykamy się z niechęcią a nawet wulgarnym zachowaniem - mówi Agnieszka Łoszczyk z sokólskiego ogólniaka.

Także Mateusz Dąbrowski przyznaje, że spotkania w Domu Dziecka nie należą do najłatwiejszych.

- My nie jesteśmy w stanie spamiętać imion wszystkich dzieci. Ale one nas pamiętają i garną się do nas - przyznaje.

Dom Dziecka w Supraślu wolontariusze odwiedzili już kilka razy. Dlaczego wybrali akurat ten?

- Po pierwsze, w tym domu dziecka przebywają dzieci z powiatu sokólskiego. A poza tym, tam było zapotrzebowanie na taką grupę, jak nasza - przekonuje Raczkowska.

Prawie jak dzieci

Wolontariusze mają pod swoją opieką także kilka samotnych osób. Robią im zakupy, sprzątają, ale także po prostu... rozmawiają.

- Odwiedzam starsze małżeństwo. I oni często nawet wolą, żeby zamiast im pomóc, porozmawiać z nimi. Głównie o rodzinie, o zdrowiu - zaznacza Iza Tolko. - Niektórzy nawet mówią nam wprost, że traktują nas jak swoje córki.

Wolontariusze o ludziach potrzebujących pomocy dowiadują się głównie od księży. To oni podpowiadają im, do kogo powinni się zgłosić. Jedni idą do osób chorych, drudzy do dzieci. Nie ma żadnego przymusu. Jak dotąd też nie zdarzył się przypadek, żeby któryś z członków „Via Salutis" odmówił pomocy w jakiejś sytuacji.

Potrzebni ludzie z zewnątrz

Większość wolontariuszy z taką pracą spotkało się po raz pierwszy dopiero w „Via Salutis". Są jednak i tacy, którzy już wcześniej działali w takich organizacjach. Tak, jak Agnieszka Łoszczyk

- Ja byłam w szkolnym wolontariacie. Często wtedy chodziliśmy do chorych dzieci do szpitala - mówi Agnieszka.

- Wiem, jak takie wizyty są ważne. Rok temu była w moim domu dziewczynka z białostockiego Domu Dziecka. Powiedziała nam wtedy, że takim jak ona bardzo potrzebne są spotkania z innymi ludźmi, z zewnątrz.

Każdy z nas może pomóc sokólskim wolontariuszom. Wolontariat ma numer konta, na który można wpłacać pieniądze: BPH SA 29 1060 0076 0000 3200 0099 9671 z dopi­skiem „wolontariat”.

Więcej o "Via Salutis" na stronie www.viasalutis.org

Martyna Tochwin, 7 maja 2007 r.


Każdy może pomóc, bo krew ratuje życie

O tym, że krew jest najlepszym lekarstwem nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Najlepszym i do tego najtańszym. Oddanie krwi bowiem nic nie kosztuje, a niejednokrotnie ratuje życie innym ludziom. Wiedzą o tym doskonale panie, które pracują w sokólskim oddziale Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Białymstoku.

- Krew jest zawsze potrzebna. To taki lek, którego nigdy nie będzie za dużo - mówi Anna Matulewicz ze stacji krwiodawstwa w Sokółce.

Zdają nieregularnie
Do sokólskiej stacji krwiodawstwa zgłasza się dziennie kilkunastu dawców. Bywa jednak i tak, że czasem jest ich tylko kilku, a innym razem nawet ponad dwudziestu. W rejestrze sokólskich dawców widnieje ponad 3800 nazwisk. To sporo. Niestety, średnio tylko co trzeci oddaje krew regularnie. Często jednak nie jest to wina samego dawcy, ale na przykład pracodawcy.
- Oddaję krew nieregularnie, chociaż bardzo chciałbym to robić co 2-3 miesiące. Niestety, nie mogę ze względu na godziny pracy. Poza tym, dzisiaj wielu szefów nieprzychylnym okiem patrzy na krwiodawców. Nie respektują nawet zwolnienia na ten dzień, które przecież prawnie się należy - mówi pan Ireneusz.

Trzy dni w tygodniu
W Sokółce krew można oddawać tylko trzy dni w tygodniu. Stacja krwiodawstwa czynna jest od poniedziałku do piątku w godzinach od 7 do 11. Wejście do stacji znajduje się z tyłu szpitala na ulicy Sikorskiego 40, od strony oddziału chorób płuc.

Krwiodawcą może zostać każda zdrowa osoba pomiędzy 18. a 60. rokiem życia. Aby oddać krew, należy mieć przy sobie jedynie dowód osobisty.
Każdy krwiodawca przy okazji zdania krwi będzie mógł skorzystać z możliwości bezpłatnego oznaczenia grupy krwi oraz wykonania badania wirusologicznego (HIV, HBS, HCV, WR), a także pobrania próby wątrobowej.

Martyna Tochwin, 7 maja 2007 r.


"Dziady" przegrały z matkami

Tematy wcale nie były trudne. Można było napisać nawet, jak się nie czytało lektur - mówili sokólscy maturzyści tuż po wyjściu z sali egzaminacyjnej (Martyna Tochwin)

Portety matek z "Przedwiośnia” i "Granicy” najczęściej wybierali sokólscy maturzyści. W piątek pisali pierwszy egzamin maturalny - z języka polskiego.

Maturzyści mieli do wyboru dwa tematy. Jeden dotyczył męczeństwa młodzieży polskiej na podstawie III części "Dziadów” Adama Mickiewicza i zawartej tam opowieści Żegoty o ziarnie. W drugim trzeba było porównać sposoby przedstawienia matek i ich relacji z dziećmi na podstawie "Granica” Zofii Nałkowskiej i "Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego. Takie tematy mieli do wyboru ci, którzy pisali maturę w stopniu podstawowym. Większość z nich wybrała temat drugi.

- To było prostsze. Matki z obu powieści zasadniczo różnią się między sobą. Jedna z nich jest rozwiązła, a druga bardzo troskliwa i kochająca swojego syna - tłumaczy Piotr Matuk z sokólskiego ogólniaka.

Maturzyści przyznają, że aby napisać ten temat, trzeba było znać obie książki. Ci, którzy nie czytali, nie mogli dobrze napisać wypracowania. Inaczej było w przypadku pierwszego tematu, który opierał się na "Dziadach”. - Był fragment "Dziadów”. Nawet więc, jeśli ktoś nie przeczytał lektury, mógł sobie jakoś poradzić z tym tematem - uważa Maciej Reut.
- To był świetny temat dla takich jak ja, którzy niechętnie sięgają po lektury. Wypracowanie można było napisać tylko na podstawie fragmentu - mówi Radosław Ambrożejczyk.

Tańca nie było
Maturzyści nie byli jednak zaskoczeni tematami. Jak mówią, na giełdzie tematów często przewijało się "Przedwiośnie”, chociaż niektórzy spodziewali się popularnego obecnie motywu tańca.
- Myślałam, że będzie "Tango” Mrożka i "Wesele” Wyspiańskiego. Sporo się o tym ostatnio mówiło -- podkreśla Agata z LO w Sokółce.

Trudniejsze zadanie mieli ci, którzy zdecydowali się pisać maturę na poziomie rozszerzonym. Tu tematy nie były już takie proste. Uczniowie mieli wybór pomiędzy tematem związanym ze sposobami przedstawienia miasta w "Pani Bovary” Gustawa Flauberta i "Republiki marzeń” Brunona Schulza. Ci, którym ten temat nie pasował, mogli zinterpretować sposób przedstawienia ojczyzny w wierszu Tadeusza Różewicza "12 stacji”, nawiązując do "Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza.
- Wybrałam porównanie dwóch prowincji. Muszę przyznać, że tematy nie były specjalnie łatwe na poziomie rozszerzonym, a pisaliśmy tylko dziesięć minut dłużej niż ci, którzy zdawali poziom podstawowy - przyznaje Ania Baranowska.

Weekendowa matura
W tym roku matura nietypowo rozpoczęła się w piątek. Do tej pory maturzyści zawsze rozpoczynali swoje egzaminy na początku tygodnia. Dodatkowo tegoroczne matury przypadają w długi weekend. Większość licealistów nie jest z tego powodu zadowolona.
- To trochę bez sensu. Wszyscy mają przerwany weekend. My, nauczyciele, dyrektor - mówi Agata. - Przecież można było to równie dobrze przesunąć na poniedziałek.
- To wspaniale, że matura jest właśnie w piątek. Dzięki temu można świętować egzamin aż dwa dni - żartuje Adam Sosnowski z LO w Sokółce.

Większość maturzystów krytykowała jednak taki termin matur.
- Powinno być tak jak zawsze na początku tygodnia - mówili.

Czarno-białe stroje i eleganckie garnitury dziwiły także mieszkańców Sokółki.
- To dzisiaj są matury? Trochę dziwnie, tak w środku długiego weekendu - powiedziała spotkana na ulicy starsza kobieta.

I ustnie, i pisemnie
Maturzyści będą jeszcze zdawać egzaminy z części pisemnej i ustnej. Ustny egzamin czeka ich jeszcze z języka polskiego i obcego. Natomiast pisemna część to: język polski, język obcy nowożytny i jeden przedmiot do wyboru. Wśród języków obcych największą popularnością cieszy się język angielski. Zaś najwięcej maturzystów jako dodatkowy przedmiot wybiera geografię, wiedzę o społeczeństwie i biologię.

Matura potrwa do 29 maja. Wyniki będą znane 29 czerwca.

Martyna Tochwin, 7 maja 2007 r.


Marsz łączy pokolenia

W kolorowym pochodzie młodości ulicami Sokółki przeszło ponad 150 osób. Wśród młodych byli też tacy, którzy czują się młodo pomimo swego oficjalnego wieku. (Fot. Bartosz Baalicki)

Ponad 150 osób przeszło ulicami Sokółki w radosnym marszu młodości. I nie szli tylko ci, którzy mają mało lat w dokumentach - marsz połączył wszystkich bez względu na wiek, tak jak projekt "Łączymy pokolenia”.

Projekt ten Sokólski Fundusz Lokalny realizuje od listopada ubiegłego roku. W jego ramach spotykają się członkowie kabaretu seniora "Sami Swoi” oraz dzieci i młodzież z sokólskich szkół. Wspólnie spędzają czas, poznając się i wymieniając doświadczeniami.
- Odbywają się warsztaty kulinarne, są pokazy tańców dawnych i współczesnych, są realizowane lekcje pływania. Zamierzamy też niedługo stworzyć słownik dawnej i nowej polszczyzny - mówi Maria Talarczyk, prezes Sokólskiego Funduszu Lokalnego.

To właśnie w ramach projektu "Łączymy pokolenia” tydzień temu ulicami Sokółki przeszedł kolorowy pochód młodości. I chociaż jego nazwa może wskazywać, że jego uczestnikami byli tylko ludzie młodzi, wcale tak nie było.

- Ludzie, którzy mają już kilkadziesiąt lat, wcale nie muszą czuć się staro - tłumaczy Maria Talarczyk. - I właśnie dlatego nasz pochód nazwaliśmy świętem młodości. Bo nasi seniorzy, pomimo swego wieku, wciąż czują się młodo i są bardzo aktywni.

Na realizację projektu "Łączymy pokolenia” SFL otrzymał 35 tysięcy złotych z Fundacji PZU. Sokólski fundusz znalazł się wśród dwudziestu pięciu organizacji z całej Polski, które otrzymały takie dofinansowanie.

Aktywnie i sportowo
Święto młodości było też okazją do wręczenia certyfikatów organizacjom, które dostały dofinansowanie z programu "Działaj lokalnie V” na realizację przygotowanych przez siebie projektów. W sumie pomoc finansową otrzymało jedenaście organizacji na łączną kwotę 37 tysięcy złotych. Jeden z projektów pod hasłem "Osiedle na miarę XXI wieku” dotyczy ulicy Broniewskiego w Sokółce.
- Mieszkam na tym osiedlu i wraz ze znajomymi postanowiliśmy coś zmienić na naszym podwórku - wyjaśnia Katarzyna Klimowicz-Kułak.

Pani Katarzyna postawiła głównie na sport, a grupą docelową realizowanego projektu są dzieci i młodzież mieszkająca na Broniewskiego.
- Postawiłyśmy na zdrowy tryb życia, bardziej aktywny i atrakcyjniejszy - mówi.

W ramach projektu udało się zakupić sporo sprzętu sportowego. Osiedle jest bogatsze o skakanki, koła hula-hop, tablice do gry w koszykówkę, siatki na bramki do siatkówki, piłki.
- Będziemy organizować miesięczne rozgrywki w dyscyplinach sportowych. Oczywiście, ten sprzęt mieszkańcy naszego osiedla będą mogli wypożyczać za darmo - zapewnia Katarzyna Klimowicz - Kułak.

Stokrotka w remoncie
Dzieci mogą też korzystać nieodpłatnie z miejscowego klubu "Aro”. Już dwa razy w specjalnej sali z projektorem dzieci oglądały filmy.
- Zawdzięczamy to panu Antoniemu Cydzikowi, który za darmo pozwolił nam korzystać z sali. 2 kwietnia dzieciaki oglądały już film o papieżu "Jan Paweł II” - mówi pani Katarzyna.

To jednak nie jedyne zmiany, jakie szykują się na osiedlu Broniewskiego. Już wkrótce ruszy tam bowiem filia świetlicy socjoterapeutycznej "Koniczynka”.
- Będzie się nazywać "Stokrotka” i będzie się mieściła w bloku numer 16. Już zaczęliśmy tam prace remontowe i liczymy na to, że już niedługo ze świetlicy będą korzystać dzieci - dodaje prezes SFL.

Martyna Tochwin, 7 maja 2007 r.


Idą wybory, idźcie głosować!

Zbliżające się wybory do sejmiku wojewódzkiego sprawiły, że czołowi polscy politycy odwiedzają Podlasie i spotykają się z jego mieszkańcami. W ostatnich dniach zjawisko to przybiera na sile.

Ostatecznie do wyborów pozostały już tylko dwa tygodnie, a zdecydowana większość społeczeństwa deklaruje, że... nie weźmie w nich udziału.

Lepper na trasie
Jednym z polityków, który w minionym tygodniu zawitał do naszego województwa, był Andrzej Lepper. Trasa jego wędrówki wiodła m.in. przez Augustów, Łapy i Sokółkę. Do tej ostatniego miasta wicepremier, minister rolnictwa przyjechał – jak zapewniał – żeby spotkać się z rolnikami. Gospodarzy z powiatu sokólskiego nie trzeba było zbytnio zachęcać do rozmowy z Lepperem. Na spotkanie z ministrem przyszedł tłum. Jednak wicepremier zaczął przemówienie nie od spraw dotyczących rolnictwa, tylko od kampanii wyborczej do sejmiku.
– Po co one są? Bo radni nie potrafili się dogadać! Jak się stało, tak się stało. A może i dobrze się stało. Chcieliśmy wolności, to ją mamy. Skorzystajmy z naszego prawa głosu i pójdźmy do urn – nawoływał w Sokółce Andrzej Lepper.
Ponieważ wizyta ministra zbiegła się w czasie z obchodami trzeciej rocznicy wejścia Polski do Unii, Lepper nie omieszkał skrytykować warunków, na jakich nasz kraj został przyjęty do Wspólnoty Europejskiej.
– Samoobrona zawsze mówiła: Unia – tak, a warunki – nie. Miller i Kalinowski wynegocjowali nam taką rzeczywistość unijną. Kaczyńskiego tam nie było – dodał minister rolnictwa.

Sprawa pod dyskusję
Na pytania uczestników spotkania Lepper udzielał lakonicznych odpowiedzi. Burmistrz Sokółki Stanisław Małachwiej chciał wiedzieć, czy znajdą się środki na remont drogi krajowej nr 19 na odcinku z Białystok – Kuźnica.
– Wiadomo, że są pieniądze na modernizację tej drogi tylko do Białegostoku. A reszta? – chciał wiedzieć burmistrz Sokółki.
– Myślę, że ta sprawa będzie jeszcze stawiana pod dyskusję – powiedział Andrzej Lepper.
W Sokółce minister rolnictwa zabawił niecałe dwie godziny. Na odchodnym przekonywał, że chętnie przedłużyłby wizytę, ale już na niego czekają w innych miastach...

Co powie Korwin-Mikke?
Poza Andrzejem Lepperem województwo zdążył już odwiedzić m.in. eurodeputowany Maciej Giertych, który do udziału w najbliższych wyborach nawoływał mieszkańców Bielska Podlaskiego. Z kolei dzisiaj do Sokółki przyjeżdża Janusz Korwin-Mikke.

Dorota Biziuk, 7 maja 2007 r.


Gdzie jest policja?

Nie brakuje osób mających zastrzeżenia do pracy policji. Głosy niezadowolenia słychać również w Sokółce, choć większość mieszkańców uważa, że w mieście jest dość bezpiecznie.

Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej - podobną opinię o działalności sokólskich policjantów wyraził Stanisław Pałusewicz, radny z Sokółki.
Na temat pracy komendy powiatowej policji dyskutowano podczas ubiegłotygodniowej sesji sokólskiej rady miejskiej. O osiągnięciach funkcjonariuszy w 2006 roku opowiadał Wiesław Małachwiej, z-ca komendanta miejscowej KPP.

Gwarancja dla świadków
- Nikt nie przeczy, że macie na swoim koncie sporo sukcesów. Osobiście uważam jednak, iż policja powinna być bardziej widoczna. Wandale w naszym mieście czują się bezkarni i niszczą, co się da. Niestety, ale jest to coraz większy problem - powiedział Stanisław Pałusewicz.
Jako przykład podał on następujące zdarzenie: ktoś powybijał lusterka w stojącym na parkingu przy ul. Sikorskiego aucie, a za wycieraczką zostawił kartkę - "Jak będziesz tutaj dalej stawiać samochód, to powiadomimy straż miejską”!
- Sprawcy wielu zdarzeń pozostają anonimowi, bo ludzie boją się brać na siebie rolę świadków. Nie dziwi mnie takie podejście do sprawy. Trudno wymagać, żeby informatorzy zgłaszali się na policję w momencie, kiedy potem opowiadacie przestępcy, kto na niego doniósł. To niesłychane, a jednak prawdziwe! Świadkowie muszą mieć gwarancję, że policja nie będzie na nich "kablować“ - podkreślił radny Antoni Cydzik.
Wiesław Małachwiej przyznał, że faktycznie podobne sytuacje są niedopuszczalne, a "kablowanie informatora jest naganne”.
Radni polecili, aby policja zwracała większą uwagę na zachowanie młodzieży, która pije alkohol w miejscach publicznych.

Przydałaby się izba
W 2006 roku sokólscy policjanci przetransportowali 160 osób do Izby Wytrzeźwień w Białymstoku.
- Gdyby Sokółka miała takie pomieszczenie, wówczas byłoby to dla nas dużym udogodnieniem. Poddaję to pod rozwagę dla władz naszego miasta. Izba Wytrzeźwień w Sokółce jest potrzebna - stwierdził Wiesław Małachwiej, z-ca komendanta KPP w Sokółce.
Policja liczy również na to, że miasto jak najszybciej zainwestuje w monitoring.

Dorota Biziuk, 30 kwietnia 2007 r.


Zobacz informacje archiwalne: 

kwiecień 2007 marzec 2007 luty 2007 styczeń 2007 rok 2006 rok 2005 rok 2004 rok 2003 


© Urząd Miejski w Sokółce · Serwis istnieje od 2000 r. Administracja i opracowanie graficzne Radosław Onoszko